„Fabułę” zamknąć można w jednym zdaniu: dzieci Supermana i Wonder Woman ścierają się z jeszcze potężniejszym niż zwykle Darkseidem, a następczyni Batmana – Carrie Kelley – walczy z Jokerem i jego gangiem w trakcie politycznych zamieszek. I właściwie tyle, bo też niewiele więcej zmieściło się na tych osiemdziesięciu stronach, z których prawie połowę i tak zajmują dodatki i szkice. W jakim celu więc powstał Powrót Mrocznego Rycerza – Złote dziecko?
Powody widzę dwa – umożliwienie Frankowi Millerowi powrotu do swojej wizji świata Batmana, nawet jeśli sam bawił się zapewne o wiele lepiej, niż czytelnicy, a także skomentowanie aktualnej sytuacji społeczno-politycznej w Stanach Zjednoczonych. O ile „komentarzem” można nazwać pokazanie facjaty Donalda Trumpa i zasugerowanie, że jego fatalna polityka sprawiła, że ludzie się nienawidzą i wyszli na ulicę. Zresztą to nic nowego, bo prezydent-miliarder pojawił się już wcześniej na łamach Batman – Mroczny Rycerz: Rasa Panów.
Nie poznaję Franka Millera, artysty inteligentnego, bystrego, mającego na koncie takie dzieła jak Sin City, Ronin czy udany run Daredevila. Jego geniusz onegdaj widać było nie tylko we wszystkich zakamarkach scenariuszy, ale i chociażby w dialogach. Powrót Mrocznego Rycerza – Złote dziecko ma z kolei jedne z najbardziej żenujących i bełkotliwych dialogów, jakie kiedykolwiek spotkałem w komiksach. Przykłady? Proszę bardzo: „To ciemność jest potężna. Ciemność jest niepowstrzymana. Jestem Darkseid. Jestem siłą. Władam efektem Omega”. Albo „Czerwony deszcz. Krwisty deszcz. Z krwi. Rety. Krwawy deszcz. Rety”. Albo pisało je sześcioletnie dziecko, albo przenieśliśmy się przypadkiem do lat 50-tych.
Nieco lepiej – i tylko za to podwyższam ocenę – wypadają rysunki Rafaela Grampy (m.in. Hellblazer), który stara się naśladować Franka Millera z jego dużo, dużo, dużo lepszego okresu. I muszę przyznać, że nawet nieźle mu to wychodzi, chociaż oczywiście zdarzają się wpadki, jak na przykład postać Jonathana Kenta, wyglądającego, jakby miał wodogłowie. Spoglądając jednak całościowo, wespół z kolorami udanie dobranymi przez Jordie Bellaire, komiks zdecydowanie lepiej się ogląda, niż czyta.
Rzadko zdarza mi się pisać aż tak krytyczne recenzje, ale Powrót Mrocznego Rycerza – Złote dziecko to jeden z najgorszych komiksów, jakie dane mi było czytać w ostatnich latach. Nawet pomimo śmiesznej objętości jest bełkotliwy, bezsensowny, bezbarwny i nie wnosi absolutnie nic do świata niegdyś tak pieczołowicie i misternie budowanego przez Millera. Przeciwnie – szarga jego doskonałe imię, a obrazu tragedii dopełniają jeszcze… literówki. Wspaniale, że Egmont w miarę szybko daje nam nowe komiksy zza oceanu, ale jeśli tak ma wyglądać przekazanie pałeczki nowemu pokoleniu superbohaterów, to lepiej, żeby starzy byli nieśmiertelni.
Tytuł oryginalny: Dark Knight Returns: The Golden Child
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Rafael Grampa
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 80
Ocena: 30/100