Tytuł właściwie zdradza wszystko – mamy wielką, tajemniczą posiadłość skrywającą mroczny sekret rodu Blaine’ów. Charles Blaine i jego żona giną rozszarpani przez tajemnicze monstrum wyglądające jakby ktoś przedawkował lekturę Swamp Thinga, a ich dzieci – MacKenzie i Zach – trafiają pod opiekę swojego wuja Chase’a. Ten, chociaż od dawna nie utrzymywał kontaktu z rodziną i tuż po osiągnięciu pełnoletniości wyjechał z domu, stara się stanąć na wysokości zadania.
Chase i dzieciaki wprowadzają się więc do tytułowej posiadłości gdzieś w Cape Augusta, by odkryć, że przeszłość nie zapomniała o rodzinie Blaine’ów. Wokół nowych mieszkańców rezydencji znów zaczynają dziać się niesamowite rzeczy, co pociągnie za sobą kolejne ofiary. Tylko co ma z tym wspólnego pobliskie grząskie bagno?
Posiadłość tom 1 ma wszystkie cechy budżetowego horroru klasy B – wiecie, takiego, który z kin schodzi po dwóch tygodniach albo od razu lądują na DVD. Z fascynacją obserwowałem jak twórcy wykorzystują chyba wszystkie zgrane motywy, które od dekad sprawdzają się w horrorowej kinematografii. Mamy więc obrzydliwe postacie pojawiające się w kompletnej ciszy za plecami bohaterów, tajemniczą postać widzianą w oddali przez okno szkolnej klasy czy uciążliwe odgłosy dobiegające ze strychu. Wszystko to zostaje zaszczepione na komiksowy grunt w skali 1:1, oczywiście niekoniecznie się sprawdza tak samo jak w filmie.
Pokazuje to nieco brak doświadczenia artystów pracujących nad Posiadłość tom 1. Scenarzyści Tim Daniel i Michael Moreci są właściwie nieznani polskiemu czytelnikowi, podobnie jak autor rysunków Joshua Hixson, który stara się jak może by nadać opowieści ponurego tonu. Utrzymane w ciemnych, zgniłozielonych barwach kadry przywodzą Outcast czy plan takich filmów jak Dark Water.
Posiadłość tom 1 zawiera cztery zeszyty, czyli równe połowę opowieści i szczerze mówiąc trudno na tym etapie jednoznacznie przewidzieć, w którym kierunku potoczy się historia. Życzyłbym sobie, aby wyzierająca z niej sztampa była jedynie zasłoną dymną i żeby twórcy w drugiej części zaskoczyli czytelników nieprzewidywalnymi zwrotami akcji, chociaż gdzieś podskórnie czuję, że na ten moment nic na to nie wskazuje. Gdzieś w oddali majaczą ciekawe wątki obyczajowe, ale zostały one tutaj jedynie zajawione i chyba już nie zdążą się rozwinąć – sami zresztą zobaczycie.
Skłamałbym jednak, że lektura drugiego komiksu w historii wydawnictwa Lost in Time była dla mnie nieprzyjemnym doświadczeniem. Horrory to mój konik i trudno jest oskarżać Posiadłość tom 1 o to, że bawi się wyłącznie sprawdzonymi motywami i nie wnosi do gatunku niczego świeżego czy oryginalnego, przynajmniej na razie. Być może jest to kwestia skromnej objętości całej serii – na przestrzeni 8 zeszytów trudno jest wykreować postacie, atmosferę i zaskakującą fabułę jednocześnie.
Trudno nazwać ten album naprawdę przerażającą opowieścią, zapomnijcie więc o nieprzespanych nocach. To poprawna opowieść, trzymająca się kupy, zaliczająca wszystkie klisze charakterystyczne dla gatunku grozy i zapewniająca rozrywkę na poziomie obejrzenia sobie horroru STV w piątkowe popołudnie. Im mniej obcujecie z gatunkiem, tym większe wrażenie na Was zrobi, ale w czasach horrorowej posuchy z pewnością warto sięgnąć i po ten tytuł.
Tytuł oryginalny: The Plot vol. 1
Scenariusz: Tim Daniel, Michael Moreci
Rysunki: Joshua Hixson
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Wydawnictwo Lost in Time 2020
Liczba stron: 136
Ocena: 70/100