Oblivion Song – Pieśń otchłani tom 3 – recenzja komiksu

Non Stop Comics w swojej polityce wydawniczej trzyma się z dala od superbohaterów dwóch wielkich panteonów, konsekwentnie dając za to tytuły, które ledwo wyszły z drukarni za granicą. Jednym z nich jest Oblivion Song – Pieśń otchłani. W trzecim tomie dochodzi do otwarcia nowego rozdziału, którego rozwinięcie ma szansę znacznie podwyższyć walory tego tytułu. Bracia Cole stają przed nowym wyzwaniem i choć wobec zagrożeń z innego świata nie są sami, to ich dotychczasowe  partyzanckie metody muszę odejść do lamusa.

Strona komiksu Oblivion Song – Pieśń otchłani tom 3

W miejsce samotnego pogromcy potworów z Filadelfii wchodzą całe zespoły tępicieli potworności z innego wymiaru. Wyspecjalizowane, wyszkolone i co ważniejsze – legalne. Tymczasem główni bohaterowie zmagają się z własnymi problemami. Nathan Cole, trapiony wyrzutami sumienia i po odsiadce w więzieniu, z pomocą bliskich stara się wracać do żywych. Ed z kolei wiedzie swój los w innym świecie, w którym, jak się okazuje, bezmyślne monstra nie były największym zagrożeniem.

Bezimienni to przeciwnik idealny, jeśli nie chce się wykładać wszystkich kart na stół. Nie są to bezmyślne czy okrutne istoty, pragnące jedynie zniszczenia i chaosu. Działając między innymi przeciw społeczności Eda, dążą ku konkretnemu celowi. No i na tym etapie fabuły nawet najbardziej wymyślne, wielokształtne bestie byłyby męczące. Obcość, zagadkowość i przede wszystkim skuteczność działań tutejszych czarnych charakterów podnosi poprzeczkę nieco wyżej.

Strona komiksu Oblivion Song – Pieśń otchłani tom 3

Lubię sposób, w jaki Kirkman konstruuje relacje między bohaterami. Bracia Cole to rodzeństwo sobie bliskie, ale nie znajdziecie w ich kontaktach sztucznej ckliwości. Dwaj mężczyźni o odmiennej wizji na życie, których braterstwo zobowiązuje nie tylko do rodzinnych rytuałów pod publiczkę. Cole’owie zajmują najwięcej uwagi czytelnika, ale nie wyobrażam sobie Oblivion Song – Pieśń otchłani tom 3 bez ich bliskich, stanowiących dla nich paliwo do działania. A skoro mowa o tym, to nie tylko pozytywni bohaterowie są familijni…

Robert Kirkman jako twórca plasuje się dla mnie na dość nieokreślonej pozycji. Nigdy nie czytałem niczego wybitnego w jego wykonaniu, ale nie powiem, aby zaliczył większą wpadkę czy nawet przynudzał. Invincible ma swoje słabe i mocne strony, z kolei Oblivion Song wciąż się rozwija i w tym tomie jest to jeszcze bardziej odczuwalne. Zmieniają się rysunki Lorenzo de Feliciego. W Oblivion Song – Pieśń otchłani tom 3 jest mroczniej i jeszcze dziwniej. Choć wydawało mi się, że znam realia świata Kirkmana, to nowo dodane elementy nieco go poszerzyły.

Strona komiksu Oblivion Song – Pieśń otchłani tom 3

Nie mogę traktować Oblivion Song – Pieśń otchłani tom 3 inaczej, niż jako tomu pomostowego. Robert Kirkman idzie ze swoim pomysłem dalej, ale nie daje czytelnikowi za dużo, co w dużej mierze czyni z tego albumu niezłą lekturę. Mając w rękach materiał taki jak ten można byłoby go szybko i łatwo sprzedać, bez obaw przed negatywną krytyką. Oblivion Song rozwija się powoli, sporo kadrów poświęcając samym bohaterom, bez wypychania ich na pole bitwy. Seria jest substytutem komiksów z herosami z cyklów typu DC Odrodzenie czy Marvel NOW!. I to raczej mieszczącym się w ich średniej, co nie jest wcale negatywną opinią.


Okładka komiksu Oblivion Song – Pieśń otchłani tom 3

Tytuł oryginalny: Oblivion Song vol.3
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Lorenzo de Felici
Tłumaczenie: Grzegorz Drojewski
Wydawca: Non Stop Comics 2020
Liczba stron: 128
Ocena: 70/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?