Historia składa się z dwóch części, połączonych obiektem śledztwa i ryzykowną grą bohaterów. W pierwszej z nich niejaki Aldo Sax bada serię brutalnych zabójstw, prowadzących do podejrzanego klubu Zootique. Los nie jest dla niego zbyt łaskawy, podobnie jak dla kolejnych agentów Firmy. Mroczne macki wciągają ich w swój świat, do którego ludzki umysł nie jest przystosowany. Alan Moore, ukazując pracę funkcjonariuszy FBI nie poszedł w tanią sensację, stawiając na kryminał z elementami horroru. Gładko przechodzący w horror z elementami kryminału i szczyptą fantastyki.
Cechą dominującą Neonomiconu jest zdecydowanie wszechobecny niepokój. Nie mogło być zresztą inaczej w przypadku komiksu inspirowanego powieściami Lovecrafta. Ekscentryczny pisarz był co prawda nieco rozwlekły w swych dziełach i tym samym dla gawiedzi nadto męczący, ale klimat wywołujący ciarki na plecach tworzył po mistrzowsku. Moore’owi udało się go zachować, choć nie bez autorskiej pieczęci. Pan Moore nieco uwspółcześnia motywy występujące u Lovecrafta, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie jest to rozrywkowa papka, hańbiąca mistrza z Providence, a dzieło godne jego legendy.
Nic w tym dziwnego, wszak sam Alan Moore to niezły gagatek. Aktywnie działa jako okultysta, a jego działania artystyczne wykraczają poza powieść graficzną, że nie wspomnę o anarchistycznych poglądach. Większość czytelników kojarzy Strażników, V jak Vendetta i Ligę Niezwykłych Dżentelmenów. Moore ma jednak o wiele większą bibliografię, w której spora część komiksów jest nieznana w Polsce. Cieszę się więc, że ta nieco mniej mainstreamowa partia komiksów Moore’a powoli zaczyna ukazywać się i u nas. Doskonale oddaje ona bowiem fakt, iż Moore to pisarz w najczystszym tego słowa znaczeniu, a nie autor, którego osią twórczości są przebierańcy w rajtuzach.
Rysunki Jacena Burrowsa są w szczególny sposób nasączone mrokiem. Nie jest on dosłowny, kryje się raczej w powierzchownie normalnych sytuacjach. Początkowo historia nie wydaje się niczym szczególnym, ot zwykłe śledztwo FBI z motywem dziwacznej ni to sekty, ni stowarzyszenia. Dopiero w scenach, gdy zło ukazuje swą gębę i inne części ciała widać jego pełnię i co ze sobą niesie. Autorzy świetnie zgrali się tu z porcjowaniem napięcia, tak jak zresztą robił sam Lovecraft. Istoty z uniwersum Samotnika z Providence bez wątpienia należą do czołówki najbardziej zatrważających kreatur, jakie kiedykolwiek były wymyślone przez człowieka i podstawą tego jest fakt, iż owiane są niepojętą tajemnicą. Neonomicon zawiera też niemałe dawki erotycznej golizny. Nie w takiej dawce, jak Lost Girls, ale między innymi ona i sposób jej ukazania podnosi kategorię wiekową odbiorcy. Osobiście nie trzymałbym tego komiksu obok niewinnych superbohaterów z DC czy Marvela.
Powtórzę niczym nobliwa dewotka – Neonomicon to komiks zdecydowanie dla czytelnika dojrzałego. Twierdzę nawet, że aby wczuć się w lekturę dzieła Moore’a, należy przejść do niej prosto z tytułów spod szyldu choćby Vertigo. Czyli bez żadnych tajnych, nieskończonych kryzysów i wojen. Z całym szacunkiem dla obu wielkich wydawnictw, ale przejść do Neonomiconu z ich klasycznych pozycji to tak, jakby iść na koncert muzyki dyskotekowej, a kolejno do filharmonii. Dysonans ten mógłby zaszkodzić zdrowym zmysłom równie mocno, co przebudzenie Cthulhu. Mimo zalet, Neonomicon wydaje mi się jedynie wstępem do Providence, którego pierwszy tom ujrzy światło dzienne w lipcu. Nie odbierajcie jednak tego za wadę. Chciałbym, aby wszystkie prequele były na takim poziomie i zachęcam do zapoznania się z nim, choć radzę wziąć pod uwagę wszystkie cechy szczególne tego komiksu przed jego zakupem.
Tytuł oryginalny: Neonomicon
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Jacen Burrows
Tłumaczenie: Jacek Żuławik
Wydawca: Egmont 2019
Liczba stron: 176
Ocena: 80/100