Tragedia Bruce’a Wayne’a pchnęła go na drogę superherosa. Aczkolwiek trauma, jakiej zaznał, była ogromna i wszystko mogło się potoczyć zgoła inaczej. I zasadniczo o tym jest Nemezis. Mark Millar, przedstawiając tytułowego arcyłotra, wyraźnie inspirował się motywami z żywotu Mrocznego Rycerza. Jest postać wyglądająca jak komiksowy przebieraniec. Używa on w swej działalności nowoczesnych gadżetów i pojazdów. I przede wszystkim, w realizacji swych planów jest przed wszystkimi o krok naprzód. Scenarzysta przestawia jednak wszystko o sto osiemdziesiąt stopni w skali moralności. Tak rodzi się Nemezis. Arcyzłoczyńca, którym mógł stać się Batman.
Nemezis sieje terror na całym świecie. Jego akcje to nie banalne napady na banki czy porwania. Miliarder i łotr uczynił ze zbrodni rodzaj sztuki. Przemyślany, szczegółowy i zabójczy w skutkach. Po wizycie w Japonii kieruje on wzrok na Stany Zjednoczone. Kraj będący kolebką stereotypu nieugiętego stróża prawa szybko przekonuje się, że nigdy na jego terytorium nie było kogoś tak efektywnego i efektownego, jak Nemezis. Skuteczność jego działań jest miejscami niepojęta, choć na jego drodze pojawiają się przeszkody, które mogą go wykoleić.
Przykłady można mnożyć, ale nie będę tu psuł radości z lektury. Nadmienię tylko, że uderza w serce Ameryki i drwi sobie z legendarnej skuteczności jej policji. W komiksach mamy całe tony badassów, którzy mistrzowsko snują sieci intryg. Niewielu jednak dosięga tak wysokiego pułapu, jak postać Marka Millara. Artysta przy tym nie wciąga czytelnika w świat zawiłych zagadek, którym nie po drodze byłoby z karkołomnymi wyczynami tytułowej postaci. Nemezis jest komiksem akcji i choć napotkać tu można pewien ślad wielopiętrowych kryminalnych planów, to wybuchy i wystrzały dominują tu nad nieśpieszną dedukcją.
Krew, krew i jeszcze raz krew. Jest jej tyle, że idealnym utworem pod lekturę byłby If you want blood grupy AC/DC. Współpraca Steve’a McNivena z Markiem Millarem zawsze daje pełne posoki owoce. Nemezis jest brutalny, niemal na granicy groteski. McNiven jest realistą, rzekłbym wręcz, że hiperrealistą, co widać na kadrach z co bardziej rzeźnickimi scenami. Świetny jest projekt kostiumu tytułowej postaci. Oprócz oczywistych skojarzeń z Gackiem, kontrast, jaki powodował on swą jaśniejącą barwą, przypomina mi Moon Knighta. A jak już wspomniałem o kolorach… Dave McCaig dał z siebie wiele w Głębi, aczkolwiek kolory w pierwszych kadrach Nemezis wydawały mi się jakby niedopasowane. Chyba nie muszę pisać, że było to pierwsze wrażenie i finalnie strona wizualna jest bez zarzutu?
Nemezis opiera się na ciekawym założeniu i zostaje ono w pełni wykorzystane. Perspektywa tworzenia historii o „złym Batmanie” jest niezwykle nośną i pobudzająca wyobraźnię. Mark Millar zdołał zbalansować swe dzieło i zatrzymał się tam, gdzie inni parliby naprzód. Finał komiksu pozostawia lekki niedosyt, ale nie mogło być inaczej. Nie każda opowieść musi mieć swój koniec, a tak niezwykły komiks, jak Nemezis, zasługuje na miejsce o półkę wyżej od przewidywalnych i niekończących się komiksów spod znaku peleryny i maski.
Tytuł oryginalny: Millar & McNivens’s Nemesis
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: Steve McNiven
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Mucha Comics 2019
Liczba stron: 112
Ocena: 85/100