Tajna tożsamość to rzecz święta dla zamaskowanych bohaterów. Acz w dobie internetu, mediów społecznościowych i wszędobylskich aparatów w smartfonach jej ukrycie jest dużo trudniejsze, niż dawniej. Pomijając fakt, iż za całe maskowanie Kamali służy maseczka wokół oczu, to dziewczyna ma fizia na punkcie anonimowości na poziomie Parkera i Murdocka. Nic dziwnego, że w jej głowie zapala się czerwona lampka, gdy jej tożsamość może zostać wykorzystana przeciwko niej. Jak do tego doszło?
Zazwyczaj za przysłowiowym zerwaniem maski w życiu herosa odpowiadają goście pokroju Kingpina. Ludzie zdolni wyczekać na odpowiedni moment z wypuszczeniem informacji w świat i nierzadko delektujący się tym czynem. W przypadku Kamali nie było inaczej. Mamy szantaż, ale daleki od machinacji Wilsona Fiska rodem z Daredevila okresu Millera i Bendisa. Przy tym nakłanianie[UsW1] przez stylizowanego na trolla z gier fantasy antagonisty wydaje się dość naiwne, ale utrzymuje klimat i charakter, jaki nadała serii G. Willow Wilson. Złoczyńca nie czyha tu na życie jej bliskich, ale ucieka się do perfidnych, jakże aktualnych zagrywek, nieco uwydatniających charakter tolerancyjno-nietolerancyjnego społeczeństwa. Pasuje to do całokształtu persony. Wiarygodne jest to tym bardziej, iż Kamala stawia na bliskich, jak czyni to pewien Pajęczak i tak jak on chroni swą tożsamość bardziej w trosce o nich, niż o siebie.
Ms Marvel nigdy nie przemawiała do mnie tak, jak powinna. To seria ceniona i mająca swe walory, jednak grająca zupełnie inną melodię niż ta, której rytm czuję. Nie mogę natomiast nie docenić ciepła i pozytywnej energii, jakie płyną z przygód Kamali Khan. Jestem z natury pesymistą i czarnowidzem, ale sposób bycia Panienki Marvelówny potrafi kompletnie mnie rozbroić. Ms Marvel tom 7: Obrażenia na sekundę to po raz kolejny superbohaterstwo bez nadęcia, nacisku na czynienie z bohatera ideału. G. Willow Wilson swoją bohaterką pokazuje, że można opowiedzieć znaną historię w nowy sposób.
W ostatnim zeszycie na chwilę opuszczamy Nowy Jork na rzecz Wakandy. Czarna Pantera pojawi się jednak wyłącznie epizodycznie, a główną rolę odegra bliski sercu Kamali Bruno Carelli. Chłopak będący bystrzakiem w zaawansowanym państwie niknie wśród lepszych od siebie. Bohater pakuje się w pewne tarapaty, lecz motyw pasujący do filozofii Ms Marvel ratuje sytuację. Chwilę zastanawiałem się, dlaczego pojawił się ten przerywnik. Odpowiedź jest prosta. Każda wyrazista postać potrzebuje tła i osób, które będą czymś więcej, niż tylko jej zapleczem. Czymże byłby Wayne bez Alfreda i całej hordy bliskich osób? W tej kwestii Wilson również nie zaniedbuje swej bohaterki.
Po zamieszaniu z II Wojną domową Kamala Khan wyszła bez szwanku, mimo iż nie jest już członkinią Avengers, a Carol Danvers przestała być w jej oczach uosobieniem wszelkich cnót. Nadal jest tą samą optymistyczną małolatą, z nieco dziwacznymi mocami, której życie superbohaterki miesza się ze sferą prywatną. Marvel powinien dbać o takie postacie, gdyż o ile Steve Rogers czy Tony Stark jakimiś sposobami zawsze mogą zachować witalność, tak Kamali w końcu przyjdzie dorosnąć, jak swego czasu Peterowi Parkerowi. I oby nie dostała ona swej Sagi Klonów, a dalsze jej losy przebiegały bez okresów smuty.
Tytuł oryginalny: Ms. Marvel Vol. 7: Damage Per Second
Scenariusz: G. Willow Wilson
Rysunki: Takeshi Miyazawa, Mirka Andolfo, Francesco Gaston
Tłumaczenie: Anna Tatarska
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 132
Ocena: 70/100