Przyszło nam nieco poczekać na premierę czwartej Monstressy – prawie półtora roku minęło od polskiego wydania tomu trzeciego. Jednak warto było, chociaż w Wybrance wątki zakręcają się jak precelki, a fabuła nie rusza się za wiele do przodu.
Bo co się dzieje? Po wielkiej bitwie w Przystani z trzeciego tomu, starzy bogowie wprawili część ludzi w szaleństwo. Lisiczka Kippa została porwana na zlecenie tajemniczego Doktora, kot Ren zniknął, a Maika Półwik wyrusza z Corvinem – któremu nadal nie może ufać, ale nie ma zbytnio wyboru – na poszukiwanie małej przyjaciółki, co chwila trafiając na opętane żądzą mordu tłumy. Co gorsza, Zin, zamieszkujący jej ciało bóg, wpadł w stan zbliżony do katatonii. Wszystko się zmienia, gdy Maika trafi na Doktora – którego widzimy zresztą już na okładce tomu – mężczyznę, który ma być jej… ojcem. Wydarzeń jest więc aż nadto, by zająć cały album.
Jednocześnie, mimo że akcja zdaje się wręcz wyciekać bokami, Monstressa tom 4 – Wybranka nie przynosi nam, czytelnikom, zbyt wielu wyjaśnień jeśli chodzi o główną oś fabuły: czyli co w ogóle ma zrobić Maika w związku ze swoim dziedzictwem i jaki jest cel jej podróży, wmieszania w wojnę oraz losy bogów. Wybranka zdaje się być raczej oparta na perypetiach – czyli połączeniu Maiki i Kippy po porwaniu – niż celować w rozwój skomplikowanych wątków. Owszem, dostajemy garstkę nowych informacji, ale stanowczo za mało, by cokolwiek rozjaśniły. Na dodatek sytuacja staje się na tyle skomplikowana, że bez przypomnienia sobie wątków z poprzednich tomów, ciężko będzie się połapać, co tak dokładnie się dzieje.
Wygląda na to, że Monstressa celuje w bycie komiksowym odpowiednikiem Malazańskiej Księgi Poległych czy Koła czasu – wielowątkowych, rozbudowanych sag literackich. Czy to dobrze? Czas pokaże. Na pewno założenie jest ambitne i jak dotąd czyta się to bardzo dobrze (nawet jeśli wolelibyśmy więcej konkretu zamiast „skoków w bok”), więc trzymajmy kciuki za scenarzystkę, Marjorie Liu.
A graficznie? Widać spadek formy Sany Takedy. Barokowy rozmach nadal widoczny jest na licznych kadrach, jednak często wpadają też w oko niedoróbki – dziwnie rysowane profile postaci, dłonie wyglądające jak szpony lub plamy koloru, brakujące detale, upraszczane rysy bohaterów. Szkoda, ponieważ to oszałamiająca grafika od początku stanowiła najmocniejszy punkt tej historii – jakkolwiek nie dziwi też ta zmiana, bo utrzymanie wysokiego poziomu musi wymagać ogromu czasu i precyzji od artysty. Miejmy nadzieję, że Takeda w kolejnym albumie jednak podniesie sobie poprzeczkę.
Ogółem więc jest dobrze, ale jednocześnie nie do końca. Akcja posuwa się do przodu, ale powoli, odskakując od głównego wątku, a graficznie dostajemy produkt o oczko słabszy niż poprzednio. Jednocześnie lektura nadal jest bardzo przyjemna, po spokojniejszym tomie trzecim mamy więcej dynamiki na stronach, a do tego dostajemy obietnicę ważnych wydarzeń w albumie piątym. Dlatego nadal warto Monstressę polecać miłośnikom nietypowego, dobrze napisanego fantasy.
Tytuł: Monstressa #4
Scenariusz: Marjorie Liu
Rysunki: Sana Takeda
Tłumaczenie: Paulina Braiter-Ziemkiewicz
Wydawca: Non Stop Comics 2020
Liczba stron: 176
Ocena: 75/100