Miasto wyrzutków tom 1 – Mężczyzna, który gromadził rupiecie składa się z klocków, które wielu autorów przekładało już na wszystkie możliwe sposoby. Główny bohater to cichy twardziel, dwa metry mięśni, żywcem wyjęty z kryminał noir. Jacquesa Peupliera wyróżnia jednak specjalna umiejętność – potrafi rozmawiać z nieożywionymi przedmiotami. Pomaga mu to w pracy detektywa, który szczyci się tym, że potrafi znaleźć wszystko. I każdego. Oczywiście nie trzeba długo czekać, kiedy pewna niedoszła femme fatale daje mu zlecenie i od tej pory oczywiście zaczną się kłopoty.
Kolejnym bohaterem jest tutaj tytułowe miasto, brudne i zaniedbane, zamieszkałe przez wyjątkowo ześwirowane jednostki. Ludzie-muchy z dziwną zdolnością regeneracji, błąkające się bez opieki dzieciaki, szaleni naukowcy i gangsterzy – tak z grubsza można określić Miasto wyrzutków. W kreacji tego miejsca zabrakło mi jednak chociażby kilku osób postronnych – bez nich ma się wrażenie, że lokację zamieszkują wyłącznie osoby, wokół których kręci się akcja.
Miasto wyrzutków tom 1 – Mężczyzna, który gromadził rupiecie czerpie inspiracje z wielu różnych tytułów. Porównanie z kultowym Sin City byłoby bardzo mocno na wyrost, ale za to kreska przypominała mi miejscami surowe krajobrazy kreślone często przez Jeffa Lemire’a, nie wspominając już o całej gamie komiksów frankofońskich. Lambert nie sili się na oryginalność w praktycznie żadnym aspekcie, a jednak jego album czyta się szybko i bez bólu. Kryminalna zagadka może nie jest specjalnie wyszukana, ale potrafi wciągnąć, można więc uznać, że komiks spełnia wszystkie podstawowe założenia.
Jak na komiks stricte rozrywkowy przystało, zabawa w detektywa przeplata się tutaj z młócką, ale i humorem – szczególnie widocznym, kiedy Jacques i otaczające przedmioty prowadzą złośliwe pyskówki. Kiedy jednak w przewrotnym finale dar bohatera się zmienia, czytelnik jest pod wrażeniem i chce dowiedzieć się, co będzie dalej, nawet jeśli przez większą część komiksu przebrnął bez większych emocji.
Kreska Lamberta przypomina opowieści dla dzieci – jest prosta, kanciasta, karykaturalna i w wielu miejscach bardzo uproszczona. Nie dajcie się jednak zwieść – to opowieść, w której i starsi znajdą coś dla siebie, aczkolwiek lekturę mogą tutaj zafundować sobie i młodsi czytelnicy.
Miasto wyrzutków tom 1 – Mężczyzna, który gromadził rupiecie to połowa tej przyzwoitej, chociaż w wielu miejscach przeciętnej historii, cieszy mnie więc, że całość zamknie się w dwóch tomach i nie stanie się kolejną niekończącą się opowieścią. Dzięki takiej formie autor mógł zrealizować część swoich szalonych wizji, które może na pierwszy rzut oka nie są specjalnie spójne, ale w gruncie rzeczy stanowią ciekawą kontrpropozycję dla mainstreamowego superhero. Warto poznać, jak już wygrzebiecie się z zaległości w postaci komiksów wybitnych, świetnych i bardzo dobrych.
Tytuł oryginalny: VilleVermine, vol. 1: L’homme aux babioles
Scenariusz: Julien Lambert
Rysunki: Julien Lambert
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Non Stop Comics 2020
Liczba stron: 96
Ocena: 55/100