Herosi i świat nie są w najlepszej pozycji. Luthor jest na prostej ścieżce do wybudzenia Perpetui, a wszelkie sposoby zapobiegnięcia temu spełzają na niczym. A może da się uniknąć kłopotów z pomocą istot niemal równych Supercelestiance? Tu zaczyna się ciekawy rozdział, w którym pojawia się wspomniany ledwie Kowal Światów z Batman Metal i starzy znajomi znani z kryzysowych crossoverów. Na tym etapie pozostaje wiele niewiadomych, ale nie pojawiają się żadne znaki ostrzegające przed jeszcze większym zagmatwaniem świata DC. Wprost przeciwnie, przykład Monitora świadczy o sukcesywnym rozplątywaniu tego węzła fabularnego.
W poprzednich tomach dowiedzieliśmy się o pewnej więzi Lexa Luthora i Marsjańskiego Łowcy. Naczelny przeciwnik Supermana powrócił do roli złoczyńcy całkiem niedawno i to w dobrym stylu, a J’onn z nieco wycofanego członka Ligi transformował w kogoś bardzo istotnego. Tu ich znajomość przechodzi w pewnym sensie na nowy etap, w którym to Marsjanin nie będzie miał wiele do powiedzenia… Dobrze prowadzeni są też pozostali bohaterowie, bez próby zmontowania ich na nowo, co jasno widać po Supermanie.
Liga Sprawiedliwości tom 4: Szósty wymiar osiąga pułapy, które dotąd odwiedzane były przez twórców przy okazji wielkich wydarzeń. Pojawienie się istot jak Kowal Światów, Mxyzptlk czy działania Lexa Luthora mogłyby być podstawą pod głośny event. Snyder tymczasem pozwala sobie na takie zabiegi w regularnej serii i robi to dobrze. Dlaczego? Bo mimo ich skali nie przekraczają pewnej linii absurdu. Tego rozdmuchania i przekrzykiwania kolejnych autorów w kolejnych historiach. Snyder gra na nosie przyszłych twórców, tworząc potężne istoty, których rangę trudno będzie przebić. Choć już kiedyś to samo myśleliśmy o Monitorze i jego bracie, nieprawdaż?
Ilustracje w Szóstym wymiarze w kilku momentach osiągają interesujący poziom. Superman i jego lot w górę, potencjalny przyszły wizerunek Ligi czy nowa stylówka Luthora to coś więcej, niż odtworzenie kultowego motywu na nowo, czy wprowadzenie chwilowej świeżości. Jorge Jimenez obok Francisa Manapula najlepiej odnajduje się w snyderowskiej wizji Ligi, nie obawiając się przedstawiania żarłocznych budynków czy kosmicznych abstrakcji.
Czwarty tom Ligi Sprawiedliwości to zapowiedź (jeszcze) większych wydarzeń, których finał zakończy zarazem run Snydera. Po raz kolejny dostajemy dobry komiks superbohaterski, może niemający szans na zapisanie się w kanonie przygód Ligi jak Gwóźdź czy Wieża Babel, ale za to o bardziej przygodowym potencjale. Nie można też nie mieć szacunku do Snydera za mądre sięganie po materiał nagromadzony w świecie DC przez lata i to, w jaki sposób nim operuje. Kto wie? Może to właśnie on w końcu faktycznie uporządkuje bałagan po The New 52! i innych rewoltach wydawcy?
Tytuł oryginalny: Justice League vol.4: The Sixth Dimension
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV
Rysunki: Jorge Jimenez, Javier Fernandez, Francis Manapul
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 256
Ocena: 75/100