Frank Miller to jedna z legend komiksu, choć kilka razy zdarzało mu się potknąć. Mroczny Rycerz Kontratakuje nie został zbyt dobrze przyjęty i dopiero Rasa Panów uciszyła co bardziej wymagających krytyków. Oczywistością więc była obawa przed sequelem 300, który jest jednak dziełem o kompletnie innych założeniach, niż opowieść o heroizmie Spartan pod Termopilami. Autor zaczyna swą historię od młodości tytułowego władcy i sięga aż do czasów starcia jego potomka Dariusza III z Aleksandrem Wielkim. Nie jest jednak kronikarzem, a bardem snującym swą pełną patosu opowieść.
I właśnie patos jest tu czymś najbardziej odczuwalnym. Kserkses: Upadek rodu Dariusza, świt ery Aleksandra to lektura, której szybkie wchłonięcie jest błędem. Nie bez powodu wydana jest w niestandardowym formacie, a plansze wymagają niekiedy zatrzymania się i chłonięcia płynących z nich treści. Historia boga-króla Kserksesa i dalszych starć jego sił z Grekami to autentyczna starożytna saga i szkoda, iż film 300: Początek imperium nie jest dziełem tak wiernym oryginałowi, jak obraz z Gerardem Butlerem. Polecam komiks ten czytać w domowym zaciszu i delektować się nim powoli. Zbyt pośpieszna lektura zepsuje cały nastrój i wówczas faktycznie można uznać, że Miller nie zdołał unieść legendy 300.
Jestem zdania, że rysunki Franka Millera najlepiej wyglądają w czerni i bieli. Cała kanciastość i surowość znika wtedy w monochromatyczności barw, czego oczywistym dowodem jest seria Sin City. W 300 za kolory odpowiadała ówczesna żona autora – Lynn Varley. Tutaj nałożył je Alex Sinclair i mimo iż dysponował bardziej zaawansowanymi technikami cyfrowymi, to barwy nie robią już takiego wrażenia. Miejscami są one nałożone bez refleksji, stanowią jedynie wypełnienie. Nie są już tak istotnym elementem oprawy graficznej jako całości.
Rozpisałem się o kolorach i całkiem zapomniałem o samych pracach Millera. I tu czuję pewne rozdarcie. Gdy Miller ilustruje władców Persji, wychodzi mu cholerny majstersztyk. Szczegóły ich strojów, wszelkie ozdoby zapierają dech w piersiach i przez chwile można uwierzyć, iż Kserkses i jego potomkowie to istoty nadnaturalne. Odrobinę gorzej mają się jego mniej złożone rysunki, choć nie zrzucałbym tego na lenistwo czy kryzys formy. Miller lubi szczegóły. Lubi przejaskrawienia i ani przez chwilę nie traci swego pazura. Po prostu na skromniejszych kadrach jest jak pierwszoplanowy aktor grający epizodyczną rólkę. Jak orzeł w papuziej klatce.
Kserkses: Upadek rodu Dariusza, świt ery Aleksandra jest komiksem dobrym. Heroicznym, podniosłym, zachęcającym do poznania tej mniej znanej części historii starożytności. Czy może być porównywany do 300? To zupełnie inne dzieło, które dzieje się w tym samym świecie, lecz w zupełnie innej konwencji. Bijące z wojów Leonidasa dzielność i chwała przeistaczają się tu w wieloletnią epickość, która aż prosi się o dalszy ciąg. Nie wiem, czy to ostatnie słowo Franka Millera w tym uniwersum, lecz moja wyobraźnia już widzi kolejne przełomowe momenty antyku. Oby tylko autor nie obniżał poprzeczki i dał nam nieco dłużej nacieszyć się opowiadaną historią.
Tytuł oryginalny: Xerxes: The Fall of the House of Darius nad Rise of Alexander
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Zofia Sawicka
Wydawca: Egmont 2019
Liczba stron: 108
Ocena: 80/100