KM/H (w oryginalne MPH) to kolejne po Kingsman, Cesarzowej i Dziedzictwie Jowisza dzieło szkockiego scenarzysty. Podobnie jak wiele innych jego albumów, tak i ten traktuje o superbohaterach, daleko mu jednak do typowych opowieści spod szyldu Marvela czy DC Comics. W KM/H bohaterowie mają raczej negatywne zamiary, a moce zdobyli nie w wyniku eksperymentów genetycznych czy przypadkowego wypadku, a przez kontakt z tytułowym tajemniczym narkotykiem.
Trójka przyjaciół wychowanych w pogrążonym w biedzie i marazmie Detroit w wyniku połknięcia tabletek nabywa mocy podobnych do tych, którymi może poszczycić się sam Flash. Bohaterowie mogą rozwinąć superszybkość, i to na taką skalę, że świat wokół nich praktycznie nieruchomieje. Nadludzka prędkość oczywiście mogłaby przyczynić się do zrobienia czegoś dobrego, ale Roscoe, Chevy i Rose postanawiają zostać współczesnymi Robin Hoodami, zabierającymi pieniądze najbogatszym przedstawicielom systemu, który podobno tak bardzo ich skrzywdził.
Społeczeństwo, równie biedne i nieszczęśliwe, szybko upatruje sobie nowych bohaterów mediów za wzór, szczególnie że ci postanawiają rozdać biednym 1/10 tego, co ukradną. Zanim jednak do naszych ulubieńców dotrze, że spełniają swój amerykański sen wchodząc na drogę przestępstwa, będą już mieli na ogonie agentów federalnych oraz tajemniczego pana Springfielda, który zdaje się sporo wiedzieć o pochodzeniu ich nowo nabytych mocy. Kim on jest i czemu tak dobrze zna bohaterów? To będzie jedna z największych tajemnic tej pięcioczęściowej, zamkniętej miniserii.
KM/H jest częścią większego projektu, mającego udowodnić, że uniwersum tworzone przez Marka Millara w poszczególnych tytułach jest ze sobą jakoś powiązane, nawet jeśli nawiązania te są śladowe. Być może tych wspólnych elementów będzie więcej, ponieważ Millarworldem rok temu zainteresował się sam Netflix, który wykupił prawa do ekranizacji komiksów w formie filmów i seriali, można więc założyć, że i przygody Roscoe i spółki prędzej czy później trafią na mały ekran. To dobrze, ponieważ KM/H jest świetnym materiałem na film.
Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest świetna i przyciągająca oko warstwa graficzna, za którą w całości odpowiada Duncan Fegredo, jeden z autorów późniejszych przygód Hellboya, autor okładek do serii Lucyfer, a także storyboardów do filmu Noe: Wybrany przez Boga w reżyserii Darrena Aronofsky’ego. Rysunki Fegredo są stosunkowo realistyczne, a przy tym zachowują należyty dynamizm, który powinien przecież być widoczny w przygodach najszybszych ludzi na świecie.
Co najważniejsze, KM/H skłania też do kilku refleksji, nie tylko o rozwarstwieniu społeczeństwa Stanów Zjednoczonych, ale też o klasycznym ujęciu dobra i zła i wyborach, jakich dokonuje się w kluczowych momentach życia. Bohaterowie opowieści Millara na moment stają się bogami, mają więc do wyboru wzięcie odpowiedzialności za siebie i innych, albo egoistyczne wykorzystanie swoich mocy. Co zrobią, będziecie musieli odkryć sami. Dodam tylko, że mnie historię tę czytało się wyśmienicie (jak chyba wszystkie komiksy Millara), a zakończenie nie tylko mnie zaskoczyło, ale i wzruszyło. I nawet kiepska, nie przyciągająca wzroku okładka nie jest w stanie zepsuć moich wrażeń płynących z obcowania z tym komiksem. Naprawdę polecam.