Jupiter’s Circle – Orbita Jowisza to prequel wydarzeń znanych z wydanych wcześniej tomów, można więc teoretycznie zacząć od niego lekturę. Autor przybliża nam tutaj losy pierwszej generacji superbohaterów, którzy otrzymali swoje moce na tajemniczej wyspie. W Dziedzictwie Jowisza byli oni już starzy, mieli potomków i pielęgnowali konflikty, których genezę poznamy dopiero w tym albumie.
Millar przenosi nas do 1959 roku i do lat 60., czyli do czasów, kiedy Utopian, Brain-Wave, Lady Liberty, Blue-Bolt, Flara i Skyfox byli młodymi bohaterami, ulubieńcami publiczności, a Brandon, Chloe i reszta młokosów jeszcze nawet nie byli w planach. O ile Dziedzictwo Jowisza opowiadało o walce pokoleń, o tyle Orbita Jowisza ukazuje nam przygody, które do tej walki doprowadziły i które zmieniły zespół bohaterów w zwaśniony, przeorany życiem zbiór osobowości. Bo przecież nawet superherosi mają swoje problemy, prawda?
Scenarzysta nie waha się sięgać po trudne tematy i robi to niezwykle dobrze. Blue-Bolt jest homoseksualistą w czasach, kiedy mówić o tym zdecydowanie się nie powinno. Na domiar złego szantażuje go sam J. Edgar Hoover, który zresztą sam utrzymuje seksualne stosunki z mężczyznami. Tutaj warto zaznaczyć, że w Jupiter’s Circle – Orbita Jowisza nasi bohaterowie spotkają prawdziwe postacie historyczne. Oprócz legendarnego dyrektora FBI ich drogi przetną się m.in. z artystami pokolenia bitników, takimi jak William Burroughs czy Jack Kerouac, czy też z Johnem D. Rockefellerem III.
Urealnieniu i odbrązowieniu ulegli też inni bohaterowie. Utopian jest tak idealny i nieskazitelny, że jego pierwsza miłość nie może z nim wytrzymać. Wyobrażacie sobie Supermana płaczącego w kącie, bo Lois rzuciła go za bycie pozbawionym wad? No właśnie. Skyfox, bohater ewidentnie nawiązujący do Batmana, jako jedyny wydaje się z kolei widzieć niesprawiedliwość w wykorzystaniu bohaterów do pacyfikowania zamieszek na tle rasowych. Ale czy uciskani czarnoskórzy nie mają racji? Dla George’a to prosta droga do stania się wyjętym spod prawa mścicielem.
Wspaniale nakreślony został konflikt pomiędzy Skyfoxem i Walterem, a poszło oczywiście o kobietę. Kiedy Sunny zostawiła George’a dla Brainwave’a, nie było wiadomo, czy to wynik trudnego charakteru Skyfoxa, czy może Walter grzebał w umyśle dziewczyny. A jak nauczyły nas komiksy z X-Menami, telepaci potrafią zrobić komuś dużą krzywdę nawet go nie dotykając. Świetny wątek, który moim zdaniem Millarowi się naprawdę udał.
Superbohaterowie w Jupiter’s Circle – Orbita Jowisza miewają romanse, nie radzą sobie z uczuciami, lubią się napić, potrafią popełnić wykroczenie lub za bardzo zbratać się z władzami, przez co ich osąd rzeczywistości staje się nieco zaburzony. Potrafią wbić sobie nóż w plecy, a w skrajnych przypadkach posunąć się nawet do terroryzmu. Superludzie to też ludzie – tak można by podsumować to, co Millar wyczynia w tej serii ze swoimi postaciami. A przecież nie ma nic lepszego, niż obserwować ułomności tak potężnych istot.
Jupiter’s Circle – Orbita Jowisza to album zbierający dwie miniserie. Wydawca zdecydował się wydać całość w jednym tomie, a nie w dwóch, jak miało to miejsce w przypadku Dziedzictwa Jowisza. Mnie to nie przeszkadza – jako fan twórczości Millara z przyjemnością połknąłem blisko 300 stron właściwie na raz. Wraz z końcem lektury żałowałem tylko, że Frank Quitely tym razem ograniczył się jedynie do stworzenia okładek do pierwszej serii (do drugiej narysował je Bill Sienkiewicz!). Warstwa graficzna to zaś wspólne dzieło licznych, mało znanych w Polsce artystów, ale ani Wilfredo Torres, ani Davide Gianfelice, ani Rick Burchett, Chris Sprouse, Ty Templeton i Walden Wong nie byli w stanie dorównać specyficznemu szkockiemu rysownikowi.
Jupiter’s Circle – Orbita Jowisza może i wygląda cartoonowo, ale scenariusz Marka Millara nadrabia wszystkie niedociągnięcia. Całość czyta się szybko, ale jest wiele momentów zmuszających do refleksji. Co ważne, autor uniknął przeładowania akcją, co zdarzało mu się we wcześniejszych historiach. Komiks ten to bardzo ciekawe, inne spojrzenie na bohaterów tzw. Srebrnej Ery – zupełnie odmienne od tego, co zwykle czytaliśmy w prostych historyjkach od DC czy Marvela. Mam nadzieję, że Millar powróci jeszcze kiedyś do wykreowanego tu uniwersum.