Jazz Maynard – Trylogia islandzka ponownie przywodzi na myśl kilka skojarzeń. Główny bohater, trochę muzyk, a trochę włamywacz gentleman, łączy umiejętności walki Jasona Bourne’a z żądzą przygody Indiany Jonesa. Dla graczy mam inny przykład – to taki Nathan Drake z serii Uncharted – przystojny awanturnik o miękkim sercu, który ciągle ładuje się w kłopoty, ale kiedy przychodzi co do czego, zawsze może liczyć na pomoc przyjaciół. Trudno go nie lubić, ale na jego perypetie często patrzy się raczej z przymrużeniem oka.
Trylogia islandzka daje nam wszystko, czego od awanturniczego komiksu można oczekiwać. Mamy starożytny artefakt o rzekomo potężnej mocy, mamy przestępcze porachunki, mamy braterstwo, przyjaźń i nieco mniej wyeksponowane uczucie. Mamy też wyraziste czarne charaktery – potężnych gangsterów i stojących za nimi biznesmenów, którzy realizują swoje niecne plany. Rasista, który oczyszcza Islandię z czarnoskórych, wyrzucając ich z helikoptera, równie dobrze mógłby znaleźć się w ostatnich komiksach z serii Millennium i zostać wytropiony przez Blomkvista i Salander.
Jazz Maynard – Trylogia islandzka to tom zawierający czwarty, piąty i szósty album z przygodami Jazza. Tym razem nie jest osadzony w malowniczym, ale niebezpiecznym El Raval, ale niektóre postacie, które poznaliśmy we wcześniejszych tomach powracają. Poznanie Trylogii Barcelońskiej nie jest obligatoryjne, żeby zrozumieć fabułę, ale nie zaszkodzi – to przecież dobry komiks i warto go poznać.
Raule i Roger zabierają nas też na wycieczkę w przeszłość, abyśmy mogli zajrzeć do czasów młodzieńczych Maynarda. Obserwujemy jego pierwsze zejście na ląd w Nowym Jorku i spotkanie z osobami, które zmienią jego życie na zawsze. To ciekawe uzupełnienie historii głównego bohatera, wyjaśniające motywy jego postępowania, ale i tłumaczące genezę jednego z jego arcywrogów. Bo musicie wiedzieć, że Jazz miał przybranego brata, który obecnie z jakiegoś powodu go nienawidzi.
Pierwsze dwa zawarte tu albumy są umiejętnie zrównoważone – akcji jest dużo, ale nie przekracza ona dopuszczalnych norm. Nieco gorzej w tej kwestii prezentuje się konkluzja historii, w której o wiele więcej jest bijatyk, a mniej sensownych dialogów. Spektakularny finał to jednak nie grzech, bo historia od początku była rozwijana satysfakcjonująco. Odrobina akcji nie jest w stanie zmazać dobrego wrażenia.
Jazz Maynard – Trylogia islandzka to komiks, który podobał mi się nawet bardziej niż część pierwsza – to sprawnie napisana i przebojowo narysowana, prosta i czytelna sensacyjna opowieść, w której być może nie wykorzystano żadnych oryginalnych motywów, ale za to całość złożono z tych najciekawszych i wciąż doskonale sprawdzających się schematów. Jeśli lubicie komiksy europejskie, wciąż stanowiące dobrą alternatywę dla klasycznych opowieści superbohaterskich, to polubicie dzieło Raule’a i Rogera. Ja po lekturze nabrałem ochoty na wycieczkę do Reykjaviku.
Tytuł oryginalny: Jazz Maynard vol 2 – The Iceland Trilogy
Scenariusz: Raule
Rysunki: Roger
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Non Stop Comics 2020
Liczba stron: 144
Ocena: 80/100