Główna bohaterka to muzułmanka imieniem Aisha. Dziewczyna żyje w związku z mężczyzną innego wyznania, a kontakty z ortodoksyjną matką odcisnęły negatywne piętno na jej wierze. Jakby tego było mało, mieszka z teściową, która bardzo stara się zrozumieć jej odmienność, lecz nie do końca jej się to udaje. Dochodzi jeszcze fakt, iż ona i jej bliscy mieszkają w budynku, w którym doszło do eksplozji materiałów wybuchowych. Wisienką na torcie jest to, że ich właścicielem był Arab o dość mrukliwej i budzącej zaniepokojenie naturze, któremu władze i media naprędce przykleiły łatkę terrorysty. Okoliczności wydają się wam skomplikowane? To dopiero początek.
Gdy ktoś mówi, że lubi horrory i dopowiada do tego, że „lubi się bać”, najwyraźniej kompletnie nie zna tego gatunku. Bo uczucie strachu jest jedynie częścią historii grozy, która niesie ze sobą o wiele więcej treści. Nie inaczej jest z komiksem Infidel, ale o tym za chwilę. Wielu twórców marnuje potencjał swego pomysłu, wypalając napięcie już w połowie drogi. W rezultacie finał to rzecz przewidywalna i męcząca. Pichetshote sprawnie posługuje się czynnikiem nadprzyrodzonym, mieszając go z wyróżniającymi komiks elementami społecznymi i niebywale naturalnym ukazywaniem codziennych chwil bohaterów. Aisha, jej przyjaciółka Medina czy partner Tom to postaci rzeczywiste, prezentujące pełny zakres cech, bez umownych schematów.
Ksenofobia występuje w każdej grupie społecznej, od lewa do prawa. Jedni żądają tolerancji i praw uznających ich odmienność, a drudzy uszanowania swoich wieloletnich tradycji, związanych z wiarą i historią. Oczywiście w obu przypadkach ta pierwsza strona przeszkadza tej drugiej w spełnieniu swych celów, tworząc niekończącą się spiralę konfliktu. W posłowiu dostajemy kilka słów od Jeffa Lemire’a, wśród których najbardziej zapamiętałe są te o odwadze głoszenia swoich poglądów we współczesnym świecie. Czasami wydaje mi się nawet, że szczera publiczna wypowiedź wymaga więcej odwagi, niż zmierzenie się z piekielnymi bestiami. Podczas lektury Infidel najbardziej zatrważającym elementem na pierwszy rzut oka były nadnaturalne byty. Po chwili od zamknięcia komiksu pojąłem, że o wiele większy niepokój budzą te nader realne sprawy. Pornsak Pichetshote tworzy nowy wymiar opowieści grozy, istniejący obok świata sił nadprzyrodzonych. Coś podobnego pojawiło się w filmie Uciekaj! Jordana Peele’a, choć tam wyraźne wyczuwalne było spojrzenie środowiska mniejszości afroamerykańskiej. Infidel jest bardziej ogólny, uderzający w mechanizmy niszczące społeczeństwo niezależnie od jakiejkolwiek kategoryzacji.
Jak każdy dobry komiks, Infidel oparty jest na dwóch podstawach – historii i rysunku. Miejsce akcji to nie gotycki dworek czy leśna chata, a nowojorska czynszówka. Z tych, które pojawiają się w kryminałach i zdecydowanie nie należą do reprezentatywnych budynków Wielkiego Jabłka. Aaron Campbell dostał więc ciekawy materiał, na którym zbudował perfekcyjny konstrukt. Cienie są na swoim miejscu i to, co się w nich kryje, wyłazi we właściwym momencie. Duży wkład wniósł też ceniony kolorysta José Villarrubia, odpowiednio podkreślający charakter prac kolegi. Upiory nawiedzające główną bohaterkę odstają nieco wizualnie od reszty otoczenia, co tworzy efekt obcości i potęguje ich grozę. Nie muszę chyba wspominać, że bardzo przypadło mi to do gustu.
Gdybym uściślił nazwę gatunku, do jakiego zaliczyłbym Infidel, byłby to horror społeczny. Co prawda podobnie nazwałbym programy wyborcze popularnych partii, ale to już temat na osobną dyskusję… Wracając jednak do dzieła Pichetshote’a i Campbella – nie rozpoczęła się jeszcze druga połowa roku, a już moja osobista lista komiksowych fenomenów zaczyna przekraczać symboliczną dychę. Infidel dołącza do niej, choć spodziewałem się tego. Jest to dzieło ważne, mądre i trzymam kciuki za dalszą działalność Pichetshote’a, co najmniej dorównującą debiutowi.
Tytuł oryginalny: Infidel
Scenariusz: Pornsak Pichetshote
Rysunki: Aaron Campbell
Tłumaczenie: Małgorzata Jasińska
Wydawca: Non Stop Comics 2019
Liczba stron: 168
Ocena: 90/100