Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni to cykl dobry, skupiony na dynamicznej akcji, wprost stworzonej pod ekranizację. Wszystkie z poprzednich trzech tomów nie siliły się na miano historii przełomowych, ale nie pozostawiały czytelnika z poczuciem, iż przeczytał kolejny typowy superbohaterski komiks w nieco bardziej kosmicznych klimatach.
Posiadacze zielonych i żółtych pierścieni okazują się skutecznymi partnerami. Mimo zaszłości z dawnych lat i grzechów Sinestro, pod wodzą jego córki i ziemskich Green Lanternów sojusz trzyma się nieźle. Pomijając oczywiście pojedyncze uszczypliwości. Wszystko idzie ku lepszemu, lecz dotąd zagrożenia czyhające na funkcjonariuszy obu grup nie prowadziły do podziałów między nimi. Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni tom 4: Rozłam to zmienia, narażając świeży alians na dwa ogromne problemy. Pierwszy z nich ma charakter osobisty i dotyczy liderów obu jednostek. Drugi dotyka bezpośrednio szeregowych członków i odkopuje stare konflikty. Czy to koniec współpracy Korpusów?
W poprzednim tomie pojawił się antagonista silnie powiązany z Soranik i Kyle’em Raynerem. Jego tożsamość dobrze znana jest temu drugiemu, a niewiedza córki Sinestro stanie się ogniskiem zapalnym nie tylko między nimi, ale i obydwoma Korpusami. Zanim to jednak nastąpi, między tą dwójką zapłonie nieśmiało niespodziewane uczucie. Niestety dość tragiczne dla obojga. Szkoda, bo Venditti stworzył ciekawą podstawę pod dalsze przygody tej pary.
Korpus Zielonych Latarni to złożona struktura. W jej skład wchodzą istoty z rozmaitych światów, częstokroć dalekie od humanoidalnej formy. Wszystkich łączy jednak mocny kręgosłup moralny i siła woli, cechy niezbędne do pełnienia funkcji Green Lanterna. Dlatego też to ze strony niegdysiejszych podwładnych Sinestro można by oczekiwać kłopotów. Tymczasem zamordowany zostaje jeden z nich, a sprawcą jest jeden z posiadaczy zielonych pierścieni mocy. Nadmienię jedynie, że jest to postać, której daleko do zuchwałości Hala Jordana czy skłonności do bitki Guya Gardnera.
Mimo iż Robert Venditti nie wycisnął wszystkiego ze swego scenariusza, to udało mu się ująć dość ciekawy problem. Każdy kto należał do grupy wymagającej silnej solidarności między jej członkami i wspólnej identyfikacji wie, co się dzieje, gdy niespodziewanie trzeba połączyć siły z innym zespołem. Często konkurencyjnym. Z pozoru sytuacja może przebiegać korzystnie. Okazuje się nawet, że zadanie jest łatwiejsze w większej wspólnocie. Ale niech ktoś z kim zadrze… Wówczas uśpiony duch konfliktu szaleje ile sił.
Czwarty tom Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni nie wykorzystuje pełni potencjału i nawet trochę przez to hamuje całą serię. Sojusz między Korpusami był od początku co prawda zbudowany naprędce, ale sam ten zamysł był bardzo progresywny. W końcu dwie przeciwstawne formacje mogłyby stanowić początek czegoś, co na trwale zmieniłoby kosmos DC Comics. W nieco mniejszej skali idealnym oddaniem sytuacji jest uczucie między Raynerem a Soranik. Mimo to zapewne sięgnę po kolejny tom, a może nawet dotrwam do końca cyklu. Za oceanem zakończył bowiem on swój żywot, niejako zastąpiony przez genialnie zapowiadający się The Green Lantern Granta Morrisona i Liama Sharpa. Oczywiście liczę, że do tego czasu Egmont obdarzy czytelnika jakimś innym tytułem z Green Lanternami. Tymczasem Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni tom 4: Rozłam to komiks dość przeciętny, zawdzięczający swój poziom nie słabej fabule, a jej niewykorzystaniem.
Tytuł oryginalny: Hal Jordan and The Green Lanterns Corps Vol 4: Fracture
Scenariusz: Robert Venditti
Rysunki: Ethan Van Sciver, Rafa Sandoval, Jordi Tarragona
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 180
Ocena: 70/100