Jeśli czytaliście poprzednie tomy wiecie już, że Rose Harvestar to imię osoby, którą poznaliśmy wcześniej jako…Babcię Ben. W młodości ona i jej siostra były przygotowywane do objęcia roli księżniczki, co było ściśle związane z darem dotyczącym kontroli snów, który jednak silniej wykształcony był u Rose. Dziewczyny miały pobierać nauki i przejść próbę w Jaskini Starca, ale różnice charakterów sióstr stawały się coraz bardziej widoczne, szczególnie w obliczu rosnącego w siłę zła.
W tle majaczy więc znana przepowiednia i powoli kształtuje się potęga tajemniczego Władcy Szarańczy – późniejszego antagonisty, doskonale znanego z tomów Gnata. Nie brakuje też Szczurostworów, chociaż ich rola została zmarginalizowana na rzecz smoka Balsaada, robiącego tu za etatowy czarny charakter. W ogóle Rose odpowiada na wiele pytań, które stawialiśmy sobie podczas lektury oryginalnej serii Smitha. Między innymi dlatego lektura tego albumu jest wskazana dopiero po poznaniu wydarzeń z głównej opowieści, chociaż w oryginale ukazywała się w trakcie wydawania serii Smitha.
Gnat był opowieścią łączącą pokolenia i miał prawo podobać się zarówno najmłodszym, jak i tym dawno już dorosłym odbiorcom, lecz nie brakowało w nim gwałtownych, miejscami nawet brutalnych momentów. W Rose przemocy jest mniej, a o ciężarze gatunkowym świadczy tu coś zupełnie innego. Dla przykładu, w pewnym momencie tytułowej bohaterce przyjdzie dokonać niemożliwego wręcz wyboru. Gwarantuję, że podobnie jak mnie, Wam również staną w oczach łzy.
Rose ustępuje Gnatowi na kilku płaszczyznach. Na pewno mniej tu humoru (głównie przez brak Chwata, Kanta i Chichota, ale też przez ograniczoną rolę Czerwonego Smoka). Fabuła jest prosta i przez komiks przelatuje się bardzo szybko. Co gorsza, rysunki Charlesa Vessa nie mają startu do prac Jeffa Smitha, do których po lekturze trzech opasłych tomów zdążyłem się już przyzwyczaić. Zerknijcie na przykładowe plansze i porównajcie je z rysunkami Smitha. Vess stara się naśladować styl ojca serii, ale z bardziej realistycznym zacięciem. Szkoda natomiast, że nie potrafi wydobyć tej unikatowej, cartoonowej cechy, która czyniła Gnata wyjątkowym. Trzeba natomiast przyznać, że pod kątem barw i kolorystyki Rose prezentuje się olśniewająco.
Jeśli lubicie baśniowe opowieści w klimacie fantasy, Rose w tej kategorii oczywiście daje radę, ale to raczej ciekawostka, prequel i uzupełnienie głównej historii, aniżeli autonomiczna całość. Warto docenić próbę rozwinięcia tak pieczołowicie wykreowanego świata, jaki mogliśmy podziwiać na kartach Gnata, ale od razu powiem, że tyle mi wystarczy. Kolejne pogłębianie mitologii uniwersum po prostu nie jest mi potrzebne, chociaż jeśli podobnie jak ja pokochaliście oryginalną serię, z pewnością i tak sięgniecie po ten album bez większego namawiania.
Tytuł oryginalny: Bone – Rose
Scenariusz: Jeff Smith
Rysunki: Charles Vess
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 144
Ocena: 70/100