Globalne Pasmo to poniekąd tajna organizacja, aczkolwiek jej istnienie jest tajemnicą poliszynela. Składa się dokładnie z 1001 agentów o różnych specjalizacjach. Jej członkiem może zostać każdy, kto ma jakiś talent – jest świetnym strzelcem, uzdolnionym informatykiem, zdeterminowanym naukowcem, hakerem, a nawet specjalistką od parkouru. Agenci są uśpieni, do momentu kiedy do służby nie powoła ich tajemniczy telefon od niejakiej Alef, będącej skrzyżowaniem Oracle z Micro, pomocnikiem Punishera. Nad nią jest Miranda Zero, założycielka organizacji, szara eminencja, której rozkazów słuchają wszyscy.
Każdy z dwunastu zawartych w tomie Globalne Pasmo zeszytów opowiada inną historię, a jedynym elementem je łączącym jest sama tytułowa organizacja i postacie Alef i Mirandy działające niejako z drugiego planu. To mocno telewizyjna formuła – w każdym odcinku poznajemy innych bohaterów zmagających się z odmiennym zagrożeniem o lekko fantastycznym zabarwieniu. Zamachy terrorystyczne, wytwory szalonych naukowców, supernowoczesna broń, bioniczni żołnierze – to tylko kilka przykładowych problemów, z którymi zmierzą się agenci. Akcji jest tu sporo, niektóre zeszyty są nią wręcz przeładowane do absurdalnych granic.
To, co wyróżnia serię na plus, to udział pierwszoligowych rysowników. Każdy zeszyt rysowany jest przez innego artystę, a w „obsadzie” pojawiają się naprawdę gorące nazwiska. Omawianie wszystkich historii i całego zestawu twórców mijałoby się z celem, skupię się więc na tych najważniejszych lub najbardziej wyróżniających się na łamach albumu Globalne Pasmo. Bardzo intensywną akcję oddają prace Glenna Fabry’ego, autora doskonałych okładek do serii Kaznodzieja. A skoro już przy niej jesteśmy, swój odcinek, do jednej z najbardziej bystrych i budujących opowieści, narysował także Steve Dillon.
Na plus swoim stylem wyróżnił się Jon J Muth, opowiadając o tajemniczym aniele widocznym na niebie tuż po pożarze pewnego miasteczka. Z pewnością docenicie też udział Simona Bisleya, któremu nie trafiła się może najlepsza z historii, ale jego charakterystyczny styl i bardzo krwawe rysunki wyróżniają się na plus. Jak zwykle fenomenalnie – w moim odczuciu najlepiej ze wszystkich – wypadł Lee Bermejo, którego realistyczne rysunki, wsparte znakomitym doborem kolorów Davida Barona, zapadły mi w pamięć najbardziej. Niewiele gorzej prezentują się prace, których autorem jest Gene Ha, w opowieści wieńczącej Globalne Pasmo.
Komiks Ellisa jest nierówny – chociaż scenariusze pisał ten sam człowiek, niektóre pomysły są świetne, a inne wręcz rażą infantylnością lub nastawieniem na najmniej istotne elementy. Wyobraźcie sobie 20 stron parkouru albo bardzo brutalnej walki wręcz i zrozumiecie, o co mi chodzi. Podobnie jest z warstwą graficzną – pod tym względem komiks jest o wiele bardziej zróżnicowany, ale obok robiących ogromne wrażenie prac znalazły się te, które zupełnie nie zapadają w pamięć. Ot taki urok antologii, bo tak właśnie określiłbym Globalne Pasmo.
Na plus warto zaliczyć dodatki, do których należą propozycja wydawnicza autorstwa Ellisa, krótkie pomysły na poszczególne historie, a także pełny scenariusz do zeszytu dziesiątego. Globalne Pasmo zamyka się w jednym tomie, więc jeśli szukacie szybkiego, prostego akcyjniaka starającego się uwieść czytelnika różnorodnością pomysłów i stylów graficznych, możecie dać mu szansę. Lektura pozostawia jednak lekki niedosyt, chociaż przeszło mi przez myśl, że pomysł Ellisa być może lepiej by się sprawdził w formie serialu. Krótki research pokazał, że już w 2005 roku nastąpiła próba przeniesienia komiksu na mały ekran, stacja WB jednak nie dała zielonego światła na realizację projektu. Kolejne próby ogłoszone w 2009 i 2014 roku również nie wypaliły, ta ostatnia ze względu na problemy ze scenariuszem. Wnioski możecie wyciągnąć sami.
Tytuł oryginalny: Global Frequency
Scenariusz: Warren Ellis
Rysunki: Glenn Fabry, Steve Dillon, Simon Bisley, Lee Bermejo, Gene Ha i inni
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 320
Ocena: 70/100