Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła – recenzja komiksu

Jeszcze kilkanaście lat temu rynek komiksowy przypominał suchy step. Może i zdarzały się pojedyncze rachityczne krzaki, może i czasem gdzieś tam trafiło się nawet jakieś źródełko. Ostatecznie było jednak dość licho. Szczęśliwie dla polskiego czytelnika w ostatnim czasie wydawnictwa pracują pełną parą. Dostajemy zarówno absolutne klasyki, jak i świeżynki. Niektóre są lepsze, inne gorsze, ale dawno nie spotkałem się z czystym chłamem. Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła na pewno tego nie zmieni. Zdobywca Eisnera, przyciągające uwagę fanów dzieło duetu Lemire/Sorrentino, to kolejna doskonała pozycja z Image Comics pojawiająca się w tym roku, tym razem od wydawnictwa Mucha Comics.

Strona komiksu Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła

Historia biegnie dwoma równoległymi torami. Pierwsza przedstawia księdza Wilfreda, kapłana, który zdaje się wypalony swą posługą wśród wiernych. Jedyne, czego pragnie, to nauczanie swoich następców. Inne zdanie ma kuria, która wysyła go do miasteczka Gideon Falls, na miejsce tragicznie zmarłego księdza Toma, będącego tam przez wiele lat cenionym duchowym przewodnikiem. Drugim bohaterem jest samotnik imieniem Norton, poszukujący czegoś w śmietnikach wielkiej metropolii. Odludek, leczący się psychiatrycznie, ogarnięty obsesją, na początku budzący pewien niepokój swoją teorią o tajemniczej czarnej stodole. W rzeczywistości rozsądniejszy i bardziej konsekwentny, niż mogłoby się zdawać.

Na klimat Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła wpływa przede wszystkim miejsce akcji. Lokacje są skrajnie odmienne. Ojciec Wilfred ma okazję zaznać małomiasteczkowego życia w tytułowym Gideon Falls. Jak bywa w takich mieścinach, wszyscy wszystko o sobie wiedzą i żyją w udanej symbiozie. Norton zbiera swe śmietnikowe artefakty w wielkim mieście, którego nazwa wychodzi na jaw dopiero pod koniec albumu. Na fundamentach takich środowisk można stworzyć zupełnie różne opowieści, co też czyni Lemire. Wraz z kolejnymi kartkami wszystko zaczyna się w piękny sposób zazębiać. Również skrajne postaci, jakimi są Norton Sinclair i Wilfred Quinn, okazują się w niewyjaśniony sposób połączeni.

Strona komiksu Gideon Falls tom 1: Czarna Stodoła

Jeff Lemire nie zawiódł mnie ani razu, zauważyłem natomiast pewną prawidłowość w kilku jego dziełach. Tytuły takie jak Royal City, Czarny Młot czy Łasuch, mimo osadzenia wydarzeń w zupełnie innych realiach, były nasycone emocjonalnością. Postapokalipsa czy motyw superbohaterski były tłem do obyczajowych dramatów. Tu jest inaczej. W Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła autor skupia się na nieznanym. Na mrocznej tajemnicy, oczywiście nie zapominając przy tym o stworzeniu odpowiednio złożonych bohaterów. Pojawiają się również interesujące charaktery poboczne, na przykład Doktor Sutton, brodate uosobienie fana teorii spiskowych, czy pani psychiatra Xu, racjonalna do bólu, jednak do czasu.

Najbardziej boimy się tego, co nieznane, głosi powszechna opinia. Nie zgadzam się z nią do końca, gdyż to nieznane musi być jednak trochę znane, aby się tego bać. Stodoła jako budynek nie jest czymś budzącym trwogę, kojarzy się wręcz z dość przaśnym, nieraz figlarnym klimatem. Jeff Lemire staje się tu burzycielem młodopolskich stereotypów. Jego Czarna stodoła to nieodgadniony monolit, pojawiający się znienacka i powodujący u stykających się z nim uczucia skrajnie negatywne, włącznie w obłędem. Gdyby Cthuhlu szukał lokum, byłby pewnie zainteresowany wynajmem owej nieruchomości. Nadmienić warto, że Lemire nie eksploatuje motywu stodoły bez opamiętania. Jest ona czymś pomiędzy urojeniem wąskiej grupy ludzi a lokalną miejską legendą. Coraz bardziej jednak namacalną.

Strona komiksu Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła

Andrea Sorrentino pojawił się u nas przy okazji kilku tytułów z Marvela, wyróżniając się spośród innych autorów niezwykłymi technikami prowadzenia akcji. Tutaj idzie o krok dalej. Realia Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła pozbawione są skaczących i fruwających ludzi w pelerynach, a pojawiający się metafizyczny element ma zgoła innych charakter. Normalność przenika się tu z paranormalnością, która wychodzi na wierzch w odpowiednim momencie. Sorrentino pozwala sobie też na lekką psychodelię, oczywiście bez ciągot w stronę nurtu z lat 60. Pierwsze sześć zeszytów zdobią niesamowite okładki przedstawiające niezwykłą topografię miasta. Ciekawa jest też faktura rysunków. Kolory nie są jednolite, a jakby nałożone na drewnopodobną strukturę, co w połączeniu z tytułowym budynkiem daje niesamowite odczucie. Nie czuję się tym zaskoczony. W końcu kolorystą Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła jest Dave Stewart.

Oscary często trafiają w niewłaściwe ręce. W przypadku Eisnerów jest o niebo lepiej. Komiksowa brać zazwyczaj nie ulega widzimisiom i wręcza nagrodę imienia wybitnego scenarzysty naprawdę solidnym pozycjom. Gideon Falls zdobyło ją w kategorii najlepszej nowej serii. Byłoby wręcz obrazą dla autorów, gdyby tak się nie stało. W Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła Jeff Lemire daje nam dowód na to, że potrafi stworzyć wybitne dzieło, nie poruszając się ulubionymi szlakami. Ponownie jestem więc zdania, że przed Kanadyjczykiem świetlana przyszłość.


Okładka komiksu Gideon Falls tom 1: Czarna stodoła

Tytuł oryginalny: Gideon Falls Vol.1: Black Barn
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Andrea Sorrentino
Tłumaczenie: Jacek Drewnowki
Wydawca: Mucha Comics 2019
Liczba stron: 168
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?