Giant Days tom 5 – Jak nie teraz, to kiedy? można podzielić na dwie części. Pierwsze dwa z czterech zawartych w albumie zeszytów skupiają się przede wszystkim na pożegnaniu z pierwszym rokiem studiów. Dziewczyny dorzuciły kolejne kilogramy do swojego bagażu doświadczeń i skupiły nieco bardziej na sprawach pozastudenckich. A szczególnie te sercowe potrafią spędzić sen z powiek naszym bohaterkom.
Susan nie może przetrawić, że McGraw spotyka się z inną kobietą, tymczasem Esther, zawiązując z Edem niepisaną spółkę, nieco się do niego zbliża, co okazuje się niemałym zaskoczeniem dla nich obojga. Na romans tej dwójki raczej nie ma co liczyć, szczególnie że Ed chwile później znajduje sobie kogoś, jednak niemal w tym samym czasie nad głowami bohaterów zawisa niemały problem – oskarżenie o współudział w przestępstwie, jakim jest plagiatowanie prac.
A co u Daisy, której problemy zawsze były zupełnie odmienne od problemów pozostałych dziewczyn? Studentka archeologii ma na pieńku z pewnym dziwacznym profesorem, który nieco zbyt często ma do naszej bohaterki pretensje.
W przerwie między semestrami może zdarzyć się wiele, szczególnie że dziewczyny postanawiają uczestniczyć w muzycznych festiwalach. Iście Woodstockowy plener to oczywiście morze błota, dziwni ludzie i narkotyki – w takim właśnie duchu scenarzysta John Allison przedstawia tego typu imprezę. Jedną z ofiar dosypywania różnych tabletek do alkoholu stanie się Susan, odbywając na kartach niniejszego tomu Giant Days naprawdę niesamowity i doskonale naszkicowany trip.
Chociaż Allison często przemawia stereotypami, robi to w delikatny, prześmiewczy sposób, powodując automatyczne skojarzenia i podejmując w ten sposób rozmowę z czytelnikiem. Dialogi są rozbrajające i przezabawne, podobnie jak kreska Max Sarin, a całość sprawia, że można ryczeć ze śmiechu. Nawet z pozoru niebezpieczne sytuacje nie wywołują podczas lektury nerwów – wszystko jest tutaj podane lekko i z odpowiednią dozą sarkazmu. Pewne zastrzeżenie można mieć do tłumaczenia niektórych zwrotów, a właściwie nadaniu im rodzimego podtekstu, ale to sporadyczne sytuacje. Przekład stoi generalnie na wysokim poziomie.
Do Giant Days pałam trudną do wyjaśnienia miłością, ale tytuł ten jak mało który potrafi tak idealnie zagrać na nostalgicznych wspomnieniach z dzieciństwa i czasów nauki. Doskonałe dialogi i relacje pomiędzy trzema przyjaciółkami, miłosne zawody, kontakty z pierwszą pracą czy problemy z samodzielnym utrzymywaniem się przypominają to, co każdy z nas kiedyś przeżywał. I to jest właśnie największa siła tego komiksu – realizm.
Giant Days to komiks z klasą – inteligentny, zabawny, niegłupi, zmuszający do myślenia. Wprawdzie tom piąty właściwie nie pcha fabuły do przodu, ale taki przystanek pomiędzy pierwszym i drugim rokiem nauki z pewnością się przyda. To co, kiedy tom szósty?
Tytuł oryginalny: Giant Days vol. 5
Scenariusz: John Allison
Rysunki: Max Sarin
Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
Wydawca: Non Stop Comics 2018
Liczba stron: 112
Ocena: 80/100