Era kwantowa – recenzja komiksu

Nawet najlepsza franczyza w pewnym momencie dochodzi do punktu krytycznego. Jeśli twórcy nie wymyślą wtedy sensownej koncepcji dalszej drogi, źle się dzieje. DC i Marvel jakoś radzą sobie ze swoimi tytułami superbohaterskimi i wszystko wskazuje na to, że ta formuła jeszcze długo się nie wyczerpie. Gorzej ma się świat Czarnego Młota, którego spin-off Era kwantowa jest pierwszą oznaką zmęczenia materiału.

Strona komiksu Era kwantowa

Legion Superbohaterów to grupa z odległej przyszłości świata DC, która inspirowana działaniami herosów sprzed lat, tworzy międzyplanetarny zespół. Era kwantowa to dzieło wyraźnie inspirowane tym zespołem. Widzimy Spiral City przyszłości, które chronione jest przez strukturę superistot, złożoną w sporej mierze z osobników spoza Ziemi. Pewnego dnia sielankę przerywa inwazja Marsjan, po której zaufanie do nie-Ziemian zmienia się w agresywną ksenofobię. Jeff Lemire teoretycznie tworzy według wypracowanego standardu, ale coś tu wyraźnie nie gra.

Fenomen Czarnego Młota opiera się na kilku podstawach, a jedną z nich jest sprawne przeobrażanie heroicznych motywów w coś nowego. Era kwantowa trywializuje to wszystko, sprowadzając całą emocjonalną złożoność postaci i subtelność nawiązań do fabrycznego wręcz kopiowania. Jeff Lemire próbuje naśladować samego siebie. Widać to nawet w sposobie tworzenia postaci. Ot niejaka Modula to inna wersja buńczucznej Gail. Z kolei jej związek z innym członkiem grupy do złudzenia przypomina romans starszej koleżanki z pewnym łotrem ze świata Czarnego Młota. Autor pożera własny ogon niemal na każdej płaszczyźnie. Lemire często stosował wypróbowane zabiegi fabularne, lecz nigdy w tak niezdarny i niedbały sposób.

Strona komiksu Era kwantowa

Kreska Wilfredo Torresa i projekty jego postaci udostępnione w dodatkach są na tyle ciekawe, iż szkoda wielce, że Lemire nie pociągnął koncepcji Ery kwantowej dłużej. I to być może jest przyczyna tego, że komiks ten nie jest tak dobry, jak pozostałe z serii Czarnego Młota. Autor stworzył zupełnie nową gałąź swego świata i ścisnął wszystko w skromnej objętości. Na dodatek finał pozostał na pół-otwarty i poraża wręcz swoją naiwnością. Na obronę autora mogę powiedzieć, że poradził sobie z kilkoma twistami fabularnymi, choć są one bardziej mrugnięciem w stronę stałych fanów, niż czymś, co mogłoby podnieś walory ogółu.

Strona komiksu Era kwantowa

Era kwantowa to spin-off posiadający pewien urok, choć bardziej widać tu zadyszkę całej koncepcji Lemire’a. Tytuł swobodnie mógłby opowiedzieć nam więcej, a nawet stanowić początek czegoś zupełnie nowego. Lemire najwyraźniej nie wychwycił tu drobnej różnicy między orbitującymi wokół Czarnego Młota miniseriami z postaciami Doktora Stara i Sherlocka Frankensteina, a będącą de fecto osobnym światem Erą kwantową. Stworzył sobie sporo możliwości, a wykorzystał niewiele z nich, co znacznie spłyciło całość. Mimo to komiks spodoba się wyznawcom kanadyjskiego scenarzysty i prowadzonej przez niego superbohaterskiej serii z Dark Horse. Ja mam tylko nadzieje, że to chwilowa usterka w unikalnym świecie Czarnego Młota.


Okładka komiksu Era kwantowa

Tytuł oryginalny: Quantum Age
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Wilfredo Torres
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2019
Liczba stron: 176
Ocena: 65/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?