Mógłbym trzymać Was w niepewności, ale albo jesteście już po lekturze, albo już wcześniej uznaliście, że ta seria nie jest dla Was i zrezygnowaliście z zakupu kolejnych tomów. W tym drugim wypadku sporo tracicie, ponieważ Chew to seria wyjątkowo równa, trzymająca poziom od pierwszego do ostatniego zeszytu, chociaż zdarzały jej się także pewne zwolnienia tempa.
Wydaje się jednak, że Layman od początku miał zaplanowane zakończenie Chew i jest ono dokładnie takie, jaka jest cała seria – absurdalne, szalone, groteskowe, ale spójne i wpisujące się w zasady rządzące światem przedstawionym. Właściwie wszystkie wątki rozstają doprowadzone do końca, a tajemnice zostają wyjaśnione, w tym te najważniejsze, ukazujące przyczynę epidemii. Nawet Poyo, ulubieniec publiczności, dostaje dodatkową historię, w której sieje spustoszenie zza grobu. Zajrzymy też w przyszłość, aby podejrzeć, jak potoczyły się dalsze losy naszych bohaterów. Czysty fan service.
Chew tom 12 – Czarna polewka to jednak nie tylko zwieńczenie serii, ale przede wszystkim potężna dawka akcji i dobrego humoru, czyli wszystkiego, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić podczas lektury. Może i mamy do czynienia z finałem, ale twórcy tak wszystko zaplanowali, że właściwie do ostatniej kartki mamy tu czego szukać. Naprawdę jestem pod wrażeniem kreatywności zespołu pracującego nad tym tytułem.
Z pewnością będę tęsknił za Tonym Chu i jego pokręconą rodzinką, za Savoyem, Johnem, nawet za Applebee’em, Amelią, a przede wszystkim za Poyo, który pozostanie już na zawsze jedną z najbardziej szalonych, charakterystycznych i nie dających się nie kochać postaci z krwi i kości (i piór). Jednak ostatni zeszyt jest dowodem na to, że Chew wcale nie musi być zamkniętą serią i są jeszcze opowieści, które Layman i Guillory mogliby dalej snuć. Czas pokaże, czy kiedykolwiek się ich doczekamy, chociaż pewne ślady wydają się na to wskazywać.
Dajcie szansę tej serii, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Niewiele jest tak szalenie autorskich, niczym nieskrępowanych, pokręconych, ale zarazem bogatych i przemyślanych serii komiksowych. Odkładając na półkę Chew tom 12 – Czarna polewka doznałem pewnego rodzaju spełnienia i co ważniejsze, nie czułem się oszukany spędzając z serią pięć lat (!).
Mucha Comics odważnie wcieliła do swojej oferty właśnie Chew i cieszę się, że tak się stało. Komiks ten postawiłbym na półce gdzieś obok Sagi i Nienawidzę baśniowa, czyli wśród tytułów odjechanych i rozrywkowych, ale bardzo charakterystycznych i nie ogłupiających. Chew to mix wielu gatunków, czasem parodia, czasem pastisz, czasem narkotyczna wizja, która z pewnością nie podejdzie każdemu. Ale to zawsze dobry komiks, zarówno pod względem scenariusza, jak i warstwy graficznej. Dzięki panowie za tę przygodę.