Blame – recenzja mangi

Mangowa seria Blame autorstwa Tsutomu Niheia to cyberpunkowa perełka, którą nie sposób nawet porównać do jakiegokolwiek innego dzieła. To niesamowita podróż poprzez niepokojący świat, gdzie nic nie jest oczywiste i nic nie jest podane nam na tacy.

Mangakę Tsutomu Niheia możecie kojarzyć z wydanych w Polsce mang jak Abara czy Rycerze Sidonii, które są jego późniejszymi dziełami. Blame zaś to pierwsza – i zarazem uważana za najlepszą – manga autora. To, co najbardziej intryguje w Blame, to niezwykły i tajemniczy świat wykreowany przez Niheia. Mangaka jest bardzo oszczędny w wyjaśnianiu nam praw rządzących tym niecodziennym uniwersum. Tekstu jest jak na lekarstwo. Ciągle rodzą się nowe pytania, na której często nie dostajemy jednoznacznej odpowiedzi. Sprawia to, że lektura Blame jest indywidualnym przeżyciem dla każdego czytającego. Teorie na temat świata przedstawionego w mandze mogę być naprawdę różne i to jest tutaj super.

Blame

Fot. strona mangi Blame

Zobacz również: MW – recenzja mangi

Jeśli mowa o Blame, to nawet przedstawienie ogólnego zarysu fabularnego nie jest łatwe, ale spróbuję. Głównym bohaterem mangi jest Killy, który podróżuje po świecie przyszłości w celu odnalezienia posiadacza genu terminala sieciowego. Gen ten ma umożliwić połączenie z sieciosferą, gdzie obecnie żyją Zarządcy. Problem z genem jest jednak taki, że w wyniku pewnej choroby większość ludzi przeszła mutacje, które uniemożliwiają połączenie z sieciosferą. Obecnie nie ma już nikogo, kto by posiadał gen, a przynajmniej tak się wydaje – Killy podróżuje od bardzo dawna, lecz nadal nie udało mu się odnaleźć osoby zdolnej połączyć się z sieciosferą.

Najważniejszym elementem Blame nie jest jednak sama historia, a świat, który urzeka i niepokoi na każdym kroku. Świat ten jest mocno nietypowy, a można go określić jako wielką, miejskopodoną konstrukcję, która rozciąga się bez końca. W pewnym dialogu Killy wspomina, że podczas podróży w górę przebył ponad tysiąc kondygnacji. Miasto zbudowane jest więc z bezkresnych pięter, a na te składa się multum z dziwnych konstrukcji, pomieszczeń, przestrzeni bez dna, rurociągów i tak dalej. Tu i tam można spotkać tajemnicze roboty, które ciągle ten świat rozbudowują, dokładając nowe budowle i nowe kondygnacje. Wszystko jest brudne, często przedstawia ruinę, a spotykani ludzie są zaszczuci i walczą o przetrwanie. Ma to związek z innymi istotami zamieszkującymi świat Blame’a. Wspominałem o Zarządcach, którzy prawdopodobnie odpowiadają za zaprojektowanie tego świata. Jak sami mówią, ludzie są dla nich niczym więcej jak robakami.

Blame

Fot. strona mangi Blame

Zobacz również: Faithless tom 1 – recenzja komiksu

W wiele miejsc Zarządcy wysyłają tak zwanych safeguardów, którzy ludzi bez genu terminala sieciowego uważają za intruzów i bezlitośnie tępią. Do tego w świecie tym można spotkać potężne Istoty Krzemowe. Są to istoty będące inną formą ewolucji, alternatywną dla ludzkiej. W głównej mierze składają z krzemu, co może przywodzić na myśl komputery, gdzie krzem jest ważnym budulcem. Krzemowcy nienawidzą ludzi, a także boją się Zarządców. Dlatego też nieustannie poszukują genu, aby połączyć się z sieciosferą i pozbyć się Zarządców. Tak więc przez sześć tomów mangi Blame Killy musi mierzyć się z Istotami Krzemowymi, spotyka Zarządców – z którymi zawiera nawet pewne porozumienie – oraz nawiązuje relacje z ludźmi. Ludzie jednak nie zawsze są przyjaźnie nastawieni, przejawiają również przedziwne mutacje, a także prezentują skrajne ewolucje społeczne.

Najmocniejszym punktem mangi, jak już wspomniałem,  jest świat, a jego odbiór przez czytelnika definiują rysunki Tsutomu Niheia. Mangaka urzeka nas zwłaszcza obrazami ogromnych i przedziwnych urbanistycznych konstrukcji. Nierzadko możemy podziwiać dwustronne obrazki prezentujące przygnębiające i mroczne miejscówki, przez które przedziera się Killy. Fantastycznie prezentują się także pojedynki głównego bohatera z przeciwnikami. Ten głównie posługuje się przepotężną bronią zwaną emiterem grawitonów. Jej moc dosłownie zmiata co słabszych wrogów, dopiero ci silniejsi potrafią Killy’ego zmusić do walki o życie. Jego niezwykle zdolności regeneracyjne pozwalają mu jednak wyjść z tego cało. Stąd też rodzą się kolejne pytania: kim tak naprawdę jest Killy? Czy na pewno człowiekiem? Dostajemy kilka wskazówek w tej kwestii, lecz nigdy nic nie zostaje potwierdzone – jak wiele innych niejasności w Blame.

Blame

Fot. strona mangi Blame

Zobacz również: Dr. Stone tom 4 – recenzja mangi

Blame autorstwa Tsutomu Niheia to niecodzienne dzieło, które robi wrażenie na każdym kroku. Nie sposób nie zachwycić się wspaniałym światem wykreowanym przez mangakę oraz tymi monumentalnymi rysunkami, które budują wspaniały klimat mangi. Blame ogranicza dialogi do minimum, pozostawiając nas samych z niekończącymi się pytaniami. To niezwykła i niezapomniana przygoda.


Tytuł oryginalny: Blame!
Scenariusz i rysunki: Tsutomu Nihei
Tłumaczenie: Paweł Dybała
Wydawca: J.P.Fantastica
Liczba tomów: 6 (seria wydana)
Ocena: 95/100

Redaktor prowadzący działu Gry

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?