Herosom często zdarza się balansować na granicy zagłady. W ostatniej chwili zazwyczaj powstrzymują swój upadek i dają łupnia przeciwnikom. Nie inaczej jest w starciu z Barbatosem i jego podkomendnymi. Mroczni Rycerze zdają się kłaść na deski członków Ligi Sprawiedliwości, a każda nadzieja na ich pokonanie szybko gaśnie pod zalewem nowych kłopotów. Zagrożenie jest nieliche, gdyż siódemka złych Batmanów to jedynie mała część spaczonych wersji herosa, a ich ostateczny cel jest naznaczony obłędem dyrygentów całego bałaganu. W końcu Batman, Który Się Śmieje ma w sobie pierwiastek Jokera.
Snyder już w głównej serii Batmana lubił sięgać po motywy z klasycznych komiksów DC. Tu czerpie z dziedzictwa Trylogii Kryzysów, zwłaszcza Ostatniego Kryzysu. Nie plagiatuje jednak, a używa ich treści jak narzędzi, czasem nawet sprawniej, niż ich wynalazcy. Tym samym nie mogę zrozumieć krytyków Snydera, zarzucających mu wymyślność i psucie finału. Twórca Wake: Przebudzenie ma swój styl i pewną manierę tworzenia historii z superbohaterami, gdzie odważne pomysły są na porządku dziennym, a finał najczęściej okazuje się mieć rozwinięcie w kolejnych historiach, czasem wydanych jakiś czas później.
Surowa historia Snydera jest tylko osią, wokół której orbitują związane z nią historie. W Batman Metal tom 3: Mroczny Wszechświat dowiadujemy się, jaką rolę odgrywa Hawkman i jego żona, kim jest Barbatos i czemu ktoś tak potężny jak Sen z Nieskończonych zdecydował się interweniować. Wydarzenia nie odznaczają się kameralnością. Warto też zaznaczyć, że po lekturze tomu nie dostaje się mentalnej zgagi od nadto przekombinowanych wizji. Może to dlatego, że autorzy porzucają tani heroizm i dawkują dynamikę w odpowiedni sposób. W przypadku tego konkretnego tomu zbiorczego dodatkowymi pauzami są tie-iny, nietrącące dłużyzną i siłowym wręcz naciąganiem scenariusza.
Poprzednie dwa tomy pod względem szaty graficznej były potężnym magnesem dla oczu i nic w tej kwestii nie zmieniło się w Batman Metal tom 3: Mroczny Wszechświat. Świetnie wykonane pojedynki herosów z odpowiednimi do nich Mrocznymi Rycerzami, zwłaszcza ten Green Lanterna, to najdynamiczniejszy element albumu. Obok wspomnianych popisów Liama Sharpa i Ethana Van Scivera dobrze zaprezentował się Bryan Hitch w solowym występie Hawkmana. Całość spina Greg Capullo ze swoimi smoko-Jokerami i stylem momentami oscylującym na granicy grozy.
Batman Metal jest czystą akcją. Hołdem dla heroicznych historii o kosmicznej skali, których naczelnym zadaniem jest rozrywka i wciągnięcie czytelnika w wir przygody. Nie liczcie na egzystencjalne refleksje ani subtelne życie obyczajowe bohaterów. Metal to betonowy komiks superbohaterski z najlepszymi jego cechami. Wielu eventom zarzuca się, że po trzęsieniu ziemi, jakie wywołują, zmienia się niewiele. Scott Snyder nie pretendował do absolutnego przewrotu, lecz udało mu się nieco namieszać. Najbliższe konsekwencje jego działań wydane zostaną u nas w komiksach Liga Sprawiedliwości: Bez sprawiedliwości i Sandman Uniwersum: Śnienie. Pamiętajcie też, że postać Batmana, Który Się Śmieje dalej miesza w życiu Wayne’a, szykując się na kolejne starcie z nim i Supermanem. Snyder wniósł więc coś nowego do świata DC i gorąco liczę na to, że kolejni autorzy nie zaprzepaszczą tego, jak miało to miejsce z Trybunałem Sów.
Tytuł oryginalny: Batman Metal Tome 3: Matière Hurlante
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV, Jeff Lemire, Grant Morrison i inni
Rysunki: Greg Capullo, Ethan Van Sciver, Liam Sharp, Bryan Hitch i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2019
Liczba stron: 264
Ocena: 85/100