W tym tomie akcja nieco zwalnia na rzecz ukazania początków tytułowych Mrocznych Rycerzy. Szóstka superłotrów udowadnia, że Batman nie do końca zasługuje na to miano, a cały jego mrok jest całkiem milusi w porównaniu z ich wynaturzonym okrucieństwem. Kim właściwie oni są? To spaczone wersje Bruce’a Wayne’a z Mrocznego Multiwersum. Każde z nich jest Batmanem, który posiada moce powiązane z członkami Ligi Sprawiedliwości. I tak Pogromca Świtu to młodociany, psychopatyczny Bruce z pierścieniem Zielonej Latarni na palcu, a Czerwona Śmierć dorównuje szybkością Flashowi i jest w osobliwy sposób powiązany z nim i mocą prędkości. Sposoby pozyskania nadzwyczajnych zdolności to istna makabra, której wam oszczędzę, aczkolwiek zachęcam do ich poznania. Dodatkowe plusy w tabeli strachu nabija im fakt, iż na tym etapie są praktycznie nietykalni dla zdolności herosów.
Batman Metal tom 2: Mroczni Rycerze to opowieść superbohaterska, na dodatek wrzucana do szufladki z napisem „eventy”. Nie jest to typowy komiksowy blockbuster, gdyż Snyder ma wyraźne ciągoty do horroru. Bo jak inaczej nazwać to, co wyczyniają Mroczni Rycerze? Prym wiedzie Batman, Który się Śmieje, choć nie mniejszych zbrodni dokonują pozostali Wayne’owie. Pierwsza moja styczność z ową postacią miała miejsce podczas debiutu komiksu za oceanem. Wówczas pomyślałem, że to nieudana kopia Sędziego Śmierci. Na szczęście się myliłem i poza przerażającym uśmiechem i sadyzmem obu panów łączy niewiele. Gdzieś jednak w cieniu jego i jego kompanii niknie największe zło – Barbatos. Wydaje się on tak potężny i tak spowity ciemnością, że traci nieco na wiarygodności, podczas gdy Mroczni Rycerze są wręcz namacalnie niebezpieczni. Czasem lepsze są postaci mniej spektakularne, ale znacznie lepiej oddziałujące na wyobraźnię.
I tak jak poprzednim razem i w Batman Metal tom 2: Mroczni Rycerze znajdziemy prace grupy rysowników. Żaden z nich nie zasłużył na naganę, za to kilku należy się pochwała. Riley Rossmo plasuje się na szczycie, gdyż jego opowieść o genezie Batmana, Który się Śmieje jest zdecydowanie najciekawsza. Z jakich powodów? Nastrój tej historii jest naprawdę makabryczny i nieco kreskówkowa stylistyka Rossmo, w połączeniu z kolorami Ivana Plascencii, daje mrożący w żyłach efekt. Świetną robotę wykonał też Riccardo Federici, dzięki któremu Mordercza Maszyna, mimo swego niedorzecznego miana, budzi respekt. No i jest Greg Capullo, tutaj w ledwie jednym zeszycie, ale nawet tak skromna obecność jest warta odnotowania.
Cykl Batman Metal mnie kupił. Swoją błyszczącą okładką, kompleksowością treści i wreszcie oraz przede wszystkim bardzo dobrą historią i jej wizualną oprawą. Wielu zarzuca Snyderowi nadmierną wybujałość scenariusza, z którego niektóre wątki są rzekomo absurdalne i komiksowe w negatywnym tego słowa znaczeniu. Mam zgoła odmienną opinię. Scott Snyder stworzył coś, co jest dalekie od banalnych eventów, zawiera w sobie nutę grozy, a ponadto pozostaje bardzo dobrą rozrywką, bez nadmiernych wojaży w stronę Elseworlds, ale posiadającą ich cechy. Metal jest pewnym przystankiem, po którym kilka rzeczy w świecie DC ulega zmianie. Czy na lepsze? Jeśli będą utrzymywały standard tej historii, możemy spać spokojnie. Na koniec kulinarnym porównaniem stwierdzę, że Batman Metal tom 2: Mroczni Rycerze to nie kolejna wysokokaloryczna potrawa powodują zgagę i otyłość, a sycące danie o przyjemnym smaku, choć niepretendujące do miana salonowego specjału.
Tytuł oryginalny: Batman Metal Tome 2: Les Chevaliers Noir
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV, Josh Williamson i inni
Rysunki: Greg Capullo, Yanick Paquette, Doug Mahnke i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2019
Liczba stron: 248
Ocena: 85/100