Porównując Batman Black & White – Nigdy po trupie do recenzowanego niedawno na naszym portalu tomu Wieczna żałoba, należy wspomnieć o technikaliach. Album ma takie same wymiary – niecałe 23 x 35 cm, zamknięty jest w wytrzymałej twardej oprawie i jest nieco grubszy – ma aż 464 strony. Zawiera też dwie opowieści więcej, co oznacza, że znajdziemy tu 53 ośmiostronicowe komiksy o świecie Batmana i o samym obrońcy Gotham, ma się rozumieć. Również i tutaj mamy białą materiałową tasiemkę, zupełnie niegroźną dla samego komiksu. Tom ten wyróżnia jednak jedna rzecz: wbrew nazwie znajdziemy w nim kilka stron… w kolorze.
Co w środku? Na początek wyliczanka, bo zbiór artystów tworzących to gigantyczne tomiszcze jest równie zróżnicowany, co imponujący. Tylko część nazwisk się powtarza, ale twórcy zadbali raczej o unikalny skład, który wcześniej nie pracował przy tym czarno-białym eksperymencie. Kogo więc mamy w obsadzie? Darwyn Cooke, Brian Azzarello, Ann Nocenti, Sean Phillips, Ed Brubaker, Whilce Portacio, Geoff Johns, Mike Mignola, Dave Stewart, Neal Adams, John Arcudi, Sean Murphy, Rafael Albuquerque, Jeff Lemire, Lee Bermejo, Marv Wolfman, Dustin Nguyen, Javier Pulido, Jimmy Palmiotti czy Len Wein to tylko cześć gwiazd, których próbki twórczości znajdziecie w Batman Black & White – Nigdy po trupie. Niezależnie, w którym fragmencie komiksowego światka lubicie przebywać najczęściej, z pewnością znajdziecie tutaj coś dla siebie.
Podobnie jak w przypadku recenzji Wiecznej żałoby, tak i tutaj skupię się najlepszych, najambitniejszych, najładniejszych wizualnie lub najbardziej oryginalnych opowieściach z Nigdy po trupie. Tu również pierwsza, tytułowa historia jest bardzo ważna dla definicji samej postaci Batmana i niejako nadaje ton całej reszcie, podobnie zresztą jak druga. Obie pokazują, co jest najważniejszą wartością i czego Mroczny Rycerz przysiągł bronić do upadłego. Obie niosą też nadzieję, że jakaś siła wyższa strzeże nas, nawet jeśli jesteśmy niczym nie wyróżniającym się szarym Kowalskim.
Rysunki Steve’a Manniona i Hilary Barta zapewniają nam z kolei koszmary senne i potworne projekty postaci, które spokojnie mogłyby znaleźć się w takim Batman Metal. Alex Garland zaś znakomicie rozpisał spotkanie Gacka z pewną starszą panią, a klimatu nadały mu znakomite rysunki jednego z moich ulubionych rysowników – Seana Phillipsa, wieloletniego współpracownika Eda Brubakera. Ten zresztą też dodał swój scenariusz do niniejszego tomu Batman Black & White pokazując, że Człowiek-Nietoperz wypada najlepiej nie w konfrontacji z superłotrami, a ze zwykłymi ludźmi. Kolejna mała perełka.
Ciekawą koncepcję wybrała sobie Jill Thompson, która swoje 8 stron wykorzystała pod formę magazynu informacyjnego, czyli ilustrowanego przewodnika po Gotham z dużą ilością tekstu i kilkoma rysunkami. Z kolei Will Pfeifer i Brent Anderson odnieśli się do pierwszych komiksów z Batmanem, w centralnym punkcie swojej opowieści umieszczając architekturę miasta. Wspaniały smaczek dla fanów postaci i iście nostalgiczna wycieczka w przeszłość. Judd Winick, we współpracy z legendarnym Whilce’em Portacio i Salem Regla, używając jedynie zagadek opowiada o niekończącej się walce Mrocznego Rycerza z Riddlerem. W czerni i bieli znakomicie wygląda opowieść o mafii autorstwa Erica Cherry, ale na dłużej zapamiętamy historię Geoffa Johnsa, który wspólnie z Tommym Castillo i Rodneyem Ramosem zgłębia psychologię Scarecrowa, mówiąc oczywiście o całym szeregu różnych fobii. O strachu wywoływanym tajemniczym gazem opowiadają też Mike Mignola i Troy Nixey, a Dave Stewart nakłada na ten short dużo koloru czerwonego, czyniąc tę historię wyjątkową w skali obu tomów.
W Batman Black & White – Nigdy po trupie znalazło się kilka olśniewająco narysowanych opowieści. Do zdecydowanie najładniejszych należy ta z udziałem Man-Bata, realistycznie oddana ołówkiem J.G.Jonesa. Również Rafael Grampa cechuje się unikalnym stylem, a jego wizerunek Jokera należy do najbardziej obrzydliwych. Pytanie tylko, czy rzeczywiście mamy do czynienia z klaunem o białej twarzy? Równie zaskakująco wypada wyprawa Batmana do czegoś na kształt czyśćca, a Rafael Albuquerque ma w rękawie intersujący zwrot akcji. Michael Uslan i Dave Bullock wystylizowali natomiast swoją historię na niemy film, a w początkowych napisach oddali hołd Bobowi Kane’owi, Billowi Fingerowi i Jerry’emu Robinsonowi, co po licencyjnych perturbacjach zawsze jest dla mnie nieco wzruszające. Kolejna historia rzuciła mnie na kolana rysunkami Lee Bermejo. To jeden z moich ulubionych artystów, jednak jego scenariusz nie dorasta do pięt ultrarealistycznej warstwie graficznej, która równie cudownie co w kolorze, wygląda w czerni i bieli.
Marv Wolfman i Riccardo Burchielli pokazują nam psychologiczny pojedynek pomiędzy Batmanem i pewnym złoczyńcą. Podczas lektury przypomniał mi się film Życie za życie i przyznam, że chętnie zobaczyłbym rozwinięcie zawartego tu pomysłu w pełnej wersji. Ivan Brandon i Paolo Rivera wystawiają Gacka na bardzo ciężko próbę, kiedy służąca mu na co dzień technologia obraca się przeciwko niemu. Ujęła mnie również świetnie poprowadzona przez Lena Weina opowieść o napadzie zaplanowanym przez Two-Face’a. Wytrawny artysta potrafi wciągnąć czytelnika nawet na ośmiu stronach.
Również ci mniej znani potrafią to zrobić, jeśli są tak utalentowani jak Blair Butler i Chris Weston, których makabryczna miniaturka mogłaby się znaleźć w jakiejś antologii horroru. Olly Moss i Becky Cloonan zestawiają z kolei randkującego Bruce’a Wayne’a z jego nocnym alter-ego. Założę się, że podobnie jak ja lubicie czytać o miliarderze-playboyu, prawda? A skoro przy kobietach jesteśmy, Adam Hughes dokłada swoją cegiełkę do niekończącej się historii relacji Batmana z Catwoman. A było to jeszcze przed pamiętnym „ślubem”.
Szczerze przyznam, że całościowo zawartość Batman Black & White – Nigdy po trupie wypada nieco słabiej, niż to, co otrzymaliśmy w tomie Wieczna żałoba. Ośmiostronicowe shorty są jednak dość ograniczoną formułą i wiele dobrych pomysłów po prostu zostało już wcześniej wykorzystanych. Zostało natomiast sporo miejsca na pojedynki Mrocznego Rycerza z kultowymi złoczyńcami, albo na kompletnie szalone i odjazdowe eksperymenty, takie jak Batman-Zombie, nawiązania do lat 60-tych czy wreszcie trudny w odbiorze odcinek o sztuce, pełen skomplikowanego słownictwa. Po to zresztą powstają takie antologie – żeby dać artystom nieograniczoną wolność twórczą, wykraczającą nieraz poza granicę konwencji.
Zaskoczyło mnie to, że w Batman Black & White – Nigdy po trupie pierwsze skrzypce grają mniej rozpoznawalni w Polsce artyści, którzy swoją odwagą, talentem i pomysłowością przyćmili nawet propozycje największych mistrzów komiksu. Ale to właśnie jest w kolekcji Egmontu najpiękniejsze i z tego powodu warto mieć rozwinięcie kolekcji Batman Noir na półce. Jeśli nawet znudzi wam się kolejna lektura tych opowieści, zawiesicie oko na przepięknej galerii okładek i plastikowych figurek, które swojego czasu stanowiły świetną reklamę tej czarno-białej serii. Mnie te dwa monumentalne tomy bardzo się podobały i mam nadzieję, że to nie koniec testowania rynku wydań powiększonych, o kolekcjonerskim charakterze. Gorąco polecam pokazać wydawcy, że jest miejsce na takie albumy.
Tytuł oryginalny: Batman Black & White Omnibus vol. 2
Scenariusz: Różni artyści
Rysunki: Różni artyści
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 464
Ocena: 85/100