Tym razem zamiast rojów robali naprzeciwko nich stoją roje robotów, których cel jest dość podobny – całkowita dominacja nad żyjącymi formami. Czy i tym razem poobijany nieco alians herosów poradzi sobie z globalnym zagrożeniem?
Tom otwiera fragment związany z Novą. Ostatni przedstawiciel kosmicznej policji zdążył już nieco nabrać doświadczenia, co okaże się niezwykle przydatne w niesprzyjających okolicznościach. Musi jednak być ostrożnym w dwójnasób, wirus rozprzestrzeniany przez maszyny potrafi bowiem zaatakować zarówno istoty mechaniczne, jak i biologiczne i nawet taka potęga jak Wszechumysł nie stanowi obrony absolutnej. Abnett i Lanning pokazują tu również niezmienne prawa wojny, jednocześnie przedstawiając propagandę maszyn.
Kolejny fragment komiksu stworzony został przez Javiera Grillo-Marxuacha i poświęcony jest postaci Zjawy, tajemniczego Kree obdarzonego niezwykłym zestawem zdolności, które z łatwością radzą sobie z Phalanxami. Epatujący wręcz swoją ponurością osobnik zdaje się być bliższy archetypowi posępnego samotnika szukającego zemsty, niż kolejnego przedstawiciela swojej rasy zamieszanego w wir wojny. Bez wątpienia też historia ta jest najciekawiej zilustrowana przez Kyle’a Hotza. Odpowiednie nasycenie cieniami i płynność kadrów są znacznie bardziej interesujące niż dobre, ale dość standardowe prace jego kolegów. Ukoronowaniem jego prac są okładki Clinta Langleya, moim zdaniem jednego z najlepszych twórców w tej kategorii.
Trzecia część opowiada o właściwych wydarzeniach. Rzeczą, o której warto wspomnieć, jest powrót Adama Warlocka, który w historii Marvela odgrywał niegdyś istotną rolę. Po nagłym przebudzeniu zdaje się jednak nie być do końca sobą, co może niepokoić, zważywszy na rolę, jaka była mu przypisywana w konflikcie z Phalanxami. Na szczęście u jego boku stoi stały zestaw herosów, będących zalążkiem Strażników Galaktyki. A czyż nie najlepszym początkiem dla superbohaterskiej grupy jest wyzwanie pozornie przekraczające ich siły?
Myślę, że nie będzie wielkim spoilerem jeśli powiem, że naczelnym przeciwnikiem bohaterów jest dobrze nam znany Ultron. Blaszany syn Hanka Pyma, cierpiący na galopującą megalomanię i niechęć do wszystkiego, co organiczne, z powodu braku Avengers w pobliżu znalazł sobie inny obiekt prześladowań. Jako twór ziemskiej technologii może wydawać się prymitywny w stosunku do zaawansowanej kosmicznej cywilizacji maszyn, lecz w przeciwieństwie do nich arcyłotr ma osobowość, wizję i niezwykle nikczemny charakter, przy którym przedstawiciele technologicznej cywilizacji są jedynie kupą złomu. Ultron to idea, a jak mawia komiksowa maksyma – idee są kuloodporne.
Anihilacja: Podbój tom 2 to udany finał kosmicznej sagi, jaką zaserwował nam Egmont. Liczę, że wydawnictwo zdecyduje się na wypuszczenie War of Kings i kilku innych, istotnych dla pozaziemskiej strony Marvela historii. Mimo iż trzecia część Strażników Galaktyki boryka się z problemami, to kosmiczne komiksy Domu Pomysłów nadal cieszą się popularnością i nie tracą swego impetu, a zważywszy, że ponowne pojawia się wątek Kamieni Nieskończoności, przyszłość maluje się w jasnych barwach. Wracając do komiksu – finał Anihilacji to również plejada superbohaterskich gwiazd spoza Ziemi. To na jej łamach debiutowali Strażnicy Galaktyki Star-Lorda, a nietuzinkowe postaci, jak Adam Warlock czy Zjawa miały swoje pięć minut. Seria zachowuje superbohaterskie schematy, w dużej mierze jednak będąc rasowym SF i właśnie dzięki temu warto po nią sięgnąć.
Tytuł oryginalny: Annihilation: Conquest Book 2
Scenariusz: Dan Abnett, Andy Lanning, Javier Grillo- Marxuach
Rysunki: Wellington Alves, Sean Chen, Brian Denham, Scott Hanna, Kyle Hotz, Tom Raney
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 348
Ocena: 85/100