Zaczynamy jednak od nieco oderwanego fabularnie Annuala #42, ze scenariuszem Dana Slotta i przyzwoitymi rysunkami Cory’ego Smitha, którego próbkę talentu widzieliśmy już w Spisku klonów. Peter i Betty Brant sprawdzają się w nim jako dziennikarze śledczy, próbujący rozwikłać tajemnicę pewnego nowojorskiego pomnika, upamiętniającego wydarzenia, które… nigdy się nie wydarzyły. Co ma z tym wspólnego Ned Leeds i sieć opuszczonych kanałów i przejść pod miastem? To lekka przygoda utrzymana w duchu klasycznych przygód Człowieka-Pająka, napisana swobodnie i nie oferujące niczego ponad przyzwoitą rozrywkę.
Kolejne trzy zeszyty w Amazing Spider-Man – Globalna sieć tom 9 – Czerwony alarm to również pojedyncze przygody, nie składające się specjalnie w większą całość. Najpierw Spidey ponownie zmierzy się z Zodakiem, który równo po roku uwalnia się i znów podejmie próbę poznania tajemnej wiedzy całego świata, a potem spotka się z nowym Mistrzem Magii, którego rolę po Strange’u – jak wiemy – przejął Loki. Oczywiście wyjdzie z tego naparzanka o mistycznym zabarwieniu, ale nic więcej.
Nieco lepiej wypada team-up Spider-Mana z Anti-Venomem (Flash Thomposon) i ich krótkie starcie z Królem Goblinów i jego drużyną. Slott i Christos Gage bawią się lekkim scenariuszem, serwując kolejne niezobowiązujące przygody, ale powrót do korzeni Parkera dobrze zrobił tej postaci. Peter o wiele lepiej sprawdza się jako pechowy dziennikarz i bohater z sąsiedztwa, aniżeli podróżujący po świecie bogacz-filantrop i prezes gigantycznej korporacji. Co by nie mówić o scenarzyście, potrafi on pisać lekko i z humorem, idealnie oddając charakter pajęczego superbohatera, a ten rozrywkowy aspekt idealnie podkreślają rysunki jak zwykle będących w formie Stuarta Immonena i Mike’a Hawthorne’a.
Na wstępie wspomniałem o ważnych wydarzeniach, a te związane z jednym z arcywrogów Spider-Mana – Normanem Osbornem. W wyniku działania nanitów buszujących w jego organizmie, złoczyńca nie może oddać się szaleństwu i ponownie stać się Zielonym Goblinem. Osborn wpada jednak na pewien mroczny plan – przechwytuje symbionta Carnage’a, który w założeniu ma pomóc mu na nowo starć się psychopatycznym mordercą. Pytanie tylko, czyja osobowość okaże się silniejsza? I czy Czerwony Goblin zostanie jednym z kanonicznych przeciwników Spidera?
Amazing Spider-Man – Globalna sieć tom 9 – Czerwony alarm zamyka krótka historyjka o pajęczym zmyśle, stworzona przez Davida Heina i Marcusa To (Nightwing, Strażnicy Galaktyki). Niestety nie mam o niej do powiedzenia nic ciekawego – ot kolejny zajmujący kilka stron przerywnik, nie wnoszący właściwie nic ani do bieżących przygód Pajęczaka, ani do jego wizerunku czy mitologii.
Można jednak potraktować Czerwony alarm jako ciszę przed burzą, bo już w kolejnym, okrągłym, dziesiątym tomie dostaniemy finał runu Dana Slotta, ocenianego bardzo różnie – raz jako powiew świeżości, a raz jako profanacja. Każdy odważny autor musi mierzyć się z krytyką (Tom King, patrzę w Twoją stronę), ale wydaje mi się, że mimo wszystko Slott wyszedł obronną ręką i wywiązał się ze swojego zadania, chociaż z niemałymi potknięciami. Z ostateczną oceną całości wypada jednak wstrzymać się do kolejnego albumu.
Tytuł oryginalny: The Amazing Spider-Man: Worldwide vol. 8
Scenariusz: Dan Slott, Christos Gage, David Hein
Rysunki: Cory Smith, Stuart Immonen, Mike Hawthorne
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 122
Ocena: 65/100