Uncanny X-Men to jedna z najlepszych serii o mutantach, z jakimi mieliśmy ostatnio do czynienia, przebijająca nawet to, co dzieje się w równoległej, skądinąd dobrej serii z Marvel Now – All New X-Men. Nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się właśnie drugi tom zatytułowany Złamani. Czy utrzymał dobry poziom pierwszego albumu, który recenzowaliśmy w czerwcu?
W wyniku wydarzeń z crossovera Avengers vs X-Men,nasi bohaterowie przeszli nie lada przemianę, mamy tu więc do czynienia z zupełnie nowym rozdaniem. Scott Summers, czyli Cyclops, poszedł własną drogą, otwierając zupełnie nową szkołę dla mutantów, którzy znów zaczęli pojawiać się na ziemi. Nasz bohater może nie utracił swoich mocy i umiejętności, ale w wyniku kontaktu z Phoenixem uległy one degradacji. Podobnie rzecz ma się w przypadku pozostałych członków drużyny, nie licząc nowych, niedoświadczonych rekrutów o nierzadko kuriozalnych zdolnościach, którzy dopiero uczą się panować nad swoją mutancką naturą. Cyclopsowi tym trudniej będzie stanąć naprzeciw wrogom, ale i dawnym sojusznikom (pamiętamy chociażby starcie z Avengers z pierwszego tomu). Nie pomaga też trudny sojusz z Magneto, który wydaje się prowadzić podwójną grę.
Chwilowo nasi X-Men mają jednak inny problem – na końcu pierwszego tomu utknęli w Limbo, którego zawładnięciem interesuje się potężny Dormammu (jeden z głównych przeciwników Dra Strange’a, który również zalicza mały epizod w tym tomie). Jednocześnie niektórzy młodsi mutanci przejdą kryzys, zastanawiając się, czy wspólne przygody ze starszymi członkami drużyny to na pewno dobry i bezpieczny pomysł. Na scenę wróci też Dazzler, powołana teraz jako agentka S.H.I.E.L.D. do spraw mutantów, może więc być gorąco.
Tom dobrze się czyta, zwłaszcza jeśli jesteśmy zaznajomieni z wydarzeniami z serii Avengers vs. X-men, która dopiero wkracza na polski rynek (pierwszy tom właśnie ukazał się w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, docelowo mają zostać wydane wszystkie trzy części tej historii). Dzięki temu lepiej zrozumiemy antagonizmy i zatargi pomiędzy wybranymi członkami drużyny. Niektórzy mogą narzekać, że nowi bohaterowie nie są tak wyraziści jak starzy, a ich wygląd czy moce to już „nie to samo, co kiedyś”. W istocie jednak w trakcie lektury wcale nie przeszkadza to tak bardzo. Powiem więcej: można ich nawet polubić.
Gdzieś w tle majaczy większe zagrożenie – tajemniczy prześladowca, który nasłał na naszych bohaterów mordercze Sentinele, a teraz wciąż śledzi każdy ich ruch i planuje coś dużego. Co to będzie i kto za tym wszystkim stoi, przekonamy się zapewne w kolejnych tomach. Brian Michael Bendis, chociaż jest scenarzystą bardzo nierównym, mimo wszystko ma duże doświadczenie zarówno w konstruowaniu historii, jak i wprowadzaniu na scenę zupełnie nowych postaci. Dajcie mu szansę – w tym tomie idzie mu lepiej, niż gorzej.
W Złamanych mamy do czynienia z pewną artystyczną nierównością: do części zeszytów rysunki stworzył Frazier Irving, a do reszty dobrze nam znany Chris Bachalo. Obaj autorzy są nieźli, ale bardzo różni. Limbo w wykonaniu Irvinga to przerażająca i mroczna kraina o pięknej palecie barw, której nie powstydziłby się nawet najlepszy horror. Ten szalony styl nie pasuje jednak do wszystkich momentów. Jeśli podobały Wam się prace Bachalo w Rewolucji, tutaj ich poziom został utrzymany. Tak samo można skonkludować cały album – to godna kontynuacja swojego poprzednika, a ja mam ochotę na ciąg dalszy.
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Chris Bachalo, Frazier Irving
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Wydawca: Egmont 2016
Liczba stron: 132
Ocena: 80/100