Jak wiele innych, kultowych arcydzieł, tak i Powrót Mrocznego Rycerza doczekał się kontynuacji. Opublikowana w latach 2001-2002 historia Mroczny Rycerz Kontratakuje otrzymała polską edycję już parę miesięcy po amerykańskiej premierze. Egmont eksperymentował wtedy z formą wydawanych komiksów, w związku z czym sequel legendarnej opowieści Franka Millera wydał w trzech cienkich (po 80 stron) zeszytach, w cenie okładkowej 15,90 zł każdy. Niestety, limitowana miniseria zebrała za oceanem fatalne recenzje, u nas jeszcze podsycone kiepskim przekładem na rodzimy język. Musiało minąć 14 lat, by wydawca zdecydował się na pierwsze zbiorcze wydanie w twardej oprawie, z nowym tłumaczeniem. Bardziej dla porządku i zaspokojenia kolekcjonerskich zapędów, niż z miłości do tego słabego komiksu, a to już inicjatywa profesjonalna i godna pochwały.
Po kontynuacji wybitnego albumu można było spodziewać się wiele. Poprzeczka została zawieszona niezwykle wysoko, Miller wciąż pozostawał topowym artystą, a ludzie byli spragnieni, ponieważ od premiery pierwowzoru minęło ponad 15 lat. Oczekiwania były ogromne, a komiks ten po prostu nie miał szans im sprostać.
Od wydarzeń z Powrotu Mrocznego Rycerza minęły trzy lata. Po upozorowaniu własnej śmierci, Bruce wciąż pozostaje w ukryciu. Schedę przejęła po nim nastolatka Carrie Kelley, dawniej pełniąca funkcję Robina, obecnie działająca pod pseudonimem Catgirl. Jednak w Gotham wciąż nie dzieje się dobrze. Prezydent kraju jest prawdopodobnie hologramem (!), Superman stał się pieskiem na usługach skorumpowanego rządu, na dodatek Lex Luthor i Brainiac snują kolejne plany podboju świata. Czas, aby jedyny słuszny obrońca prawa i porządku znów wyszedł ze swojej jaskini.
Pomimo podobnego szkieletu fabularnego, Mroczny Rycerz Kontratakuje cierpi na miałkość fabuły i brak polotu, który cechował jego poprzednika. Miller postawił na chaos, na kadrach pojawia się coraz większa liczba superbohaterów, jak Wonder Woman, Flash, Green Arrow czy Kapitan Atom, ale nie wnoszą ze sobą niczego specjalnego. Sam Batman praktycznie nie istnieje, został odstawiony na boczny tor. Scenarzyście stępił się też pazur krytyki mediów, zastąpiony tu niepotrzebnym i płytkim uwypukleniem seksualizmu. Traci na tym spójność historii i do samego końca właściwie nie wiadomo, o co chodzi.
Na gorsze zmieniła się także warstwa graficzna. Kolory nałożone przez Lynn Varley (prywatnie jeszcze wtedy żonę Franka Millera) są tym razem komputerowe, nasycone, bardziej jaskrawe, daleko im do pastelowej bladości z Powrotu Mrocznego Rycerza, która tak świetnie współgrała z fabułą. Więcej tu dużych, całostronicowych paneli i splash pages, najczęściej pozbawionych dialogów lub zawierających ich śladową ilość. Może to i sympatyczne efekciarstwo, ale z kunsztowną narracją poprzednika nie ma wiele wspólnego. Pojedyncze strony podzielony na 16 czy nawet 20 maleńkich kadrów zdarzają się okazjonalnie i chociaż zazwyczaj są niezwykle ważne, stanowią jedynie namiastkę tego, z czym mieliśmy do czynienia w pierwszej części.
Mroczny Rycerz Kontratakuje ma też zalety. Szczególnie dobrze wypada wstrząsający wątek naśladowcy Jokera (spróbujcie domyślić się jego tożsamości!). Jest brutalny i bezwzględny, zwłaszcza kiedy stanie z brzytwą w dłoni nad swoją ofiarą. Nadal sporo tu także odniesień do całego dorobku DC Comics, a takie mrugnięcia w stronę widza, jak pojawienie się Bat-Mite’a po prostu cieszą. Ciekawe też wypada postać Lary, córki Supermana i Wonder Woman, łączącej w sobie siłę Człowieka ze stali z walecznością Amazonek. To właśnie w tym komiksie pojawiła się po raz pierwszy.
Trudno jest mi polecić tę pozycję, ale jedno jest pewne – trzeba ją znać, chociażby po to, aby wyrobić sobie własną opinię i poznać kontrast, jaki wystąpił pomiędzy pierwszą i drugą częścią opowieści Millera. Zwłaszcza teraz, kiedy w USA ukazuje się jej trzecia odsłona, która z pewnością prędzej czy później trafi i do Polski. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że będzie ona zbliżona poziomem bardziej do części pierwszej, niż drugiej. Chciałbym móc powiedzieć, że Mroczny Rycerz Kontratakuje to dobry komiks, który traci dopiero w porównaniu z wybitnym poprzednikiem, ale tak nie jest. To typowy słabośredni sequel, po który należy sięgnąć włącznie z kronikarskiego obowiązku.
Uwaga: ponieważ wydawca nie udostępnił kadrów z nowego wydania z nowym tłumaczeniem, tekst niniejszej recenzji musi Wam wystarczyć!
Tytuł oryginalny: The Dark Knight Strikes Again
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2016
Liczba stron: 256
Ocena: 50/100