Batman: Powrót Mrocznego Rycerza – recenzja

Powrót Mrocznego Rycerza to jeden z najważniejszych, najoryginalniejszych i najbardziej przełomowych komiksów o Batmanie, jakie kiedykolwiek powstały – taki wstępniak będzie musiał Wam wystarczyć, ponieważ rangi tego dzieła nie sposób przecenić. Wydany przez Egmont w 2002 roku zeszyt w miękkiej oprawie był przez jakiś czas unikatem, aż do lipca 2012, kiedy to światło dzienne ujrzała twardo okładkowa reedycja z nowym, bardzo mocno poprawionym tłumaczeniem Tomasza Sidorkiewicza. Przyjrzyjmy się, jak to epokowe, pełne symboli dzieło z 1986 roku przetrwało próbę czasu i czy nadal stanowi niezbity dowód na to, że komiks może być sztuką wysokich lotów.

Za scenariusz oraz rysunki odpowiada Frank Miller, jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci branży komiksowej na świecie, spod którego ręki wyszły takie klasyki, jak Sin City czy 300 (oba zekranizowane z dużym rozmachem w latach 2005 i 2006). Kto zna Millera, ten wie, że cechuje go raczej surowa, mało realistyczna, pełna celowych deformacji, ale za to niepowtarzalna kreska. Można ją lubić lub nie, ale nie sposób przejść obok niej obojętnie. Podobnie jest ze scenariuszem, który w Powrocie Mrocznego Rycerza gra pierwsze skrzypce.

Kadr z komiksu Batman: Powrót Mrocznego Rycerza

Wyobraźcie sobie niedaleką przyszłość. Bruce Wayne, osiągnąwszy blisko 60 lat, odwiesza na kołku strój nietoperza. Pozostawione w samopas Gotham pogrąża się w bezprawiu. Coraz śmielej poczyna sobie brutalny i bezwzględny gang Mutantów. Prawie 70-letni James Gordon lada moment przejdzie na emeryturę, a obowiązki komisarza ma przejąć ktoś młodszy. Nastroje społeczne są coraz gorsze, rekordowe temperatury wzmagają permanentny upał, a nastawione na sensację, drapieżne, awanturnicze media, w których każdy dziwak może być ekspertem, podsycają nerwową, duszną i dziwną atmosferę. Pozostali superbohaterowie również poszli w odstawkę, zostali zmuszeni do skrycia się w cieniu i prowadzenia swojej ewentualnej działalności po cichu, z dala od świateł, kamer i mikrofonów. Czy to nie idealna okazja do kontrataku dla takich świrów jak Two-Face czy Joker? Jak się domyślacie, Wayne nie będzie mógł spokojnie patrzeć, jak jego ukochane miasto pogrąża się w chaosie i zbrodni. Założy strój Batmana jeszcze jeden raz. Mroczny Rycerz powraca. Ale nie tylko on bardzo się zmienił. Świat też nie jest już taki sam.

Frank Miller zrewolucjonizował sposób narracji w komiksie superbohaterskim. Jeśli Powrót Mrocznego Rycerza wpadnie Wam w ręce, przekartkujcie go i zobaczcie, w jaki sposób podzielone zostały niektóre strony. Oprócz pięknych, całostronicowych paneli, mamy też malutkie kadry, których na stronie mieści się np. szesnaście. Autor używa ich szczególnie w przypadku portretowania telewizyjnych debat, stanowiących dodatkową metodę wprowadzania czytelnika w przedstawiony świat. Nawet dziś wypada to po prostu obłędnie, a w połowie lat 80-tych było prawdziwą rewolucją. Zabieg ten zaczęli naśladować potem inni artyści, chociażby Todd McFarlane w swoim Spawnie.

Co jeszcze mamy w tym arcydziele? Walkę z własnymi słabościami (szczególnie z objawami starości), trudne przekazywanie pałeczki młodemu pokoleniu, tęsknotę za czasami minionymi, studium obłędu, tworzenie się społecznego kolektywu w obliczu zagrożenia oraz wiele innych wątków, których nie sposób opisać.

Kadr z komiksu Batman: Powrót Mrocznego Rycerza

Miller bardzo umiejętnie operuje tekstem pisanym i rysunkiem, nie pisze mitologii na nowo, ale ją modyfikuje, wchodzi w dialog z tym, co do tej pory napisano o Batmanie, odwołując się do licznych symboli, obowiązujących w popkulturze nie od dziś. I to na bardzo wielu płaszczyznach, tak złożone jest to dzieło.

Marzy mi się, aby Powrót Mrocznego Rycerza został kiedyś zekranizowany, chociaż szanse na przeniesienie tej klimatycznej opowieści na ekran bez utraty jakości, są praktycznie równe zeru (istnieje natomiast bardzo udana, dwuczęściowa animacja z 2012 i 2013 roku). Jednak echa tej historii mocno wybrzmiewają do dziś – można się ich doszukać chociażby w scenie pojedynku Batmana z Supermanem w ostatnim filmie Zacka Snydera (zresztą miłośnika twórczości Millera i reżysera 300 na podstawie jego scenariusza).

Na koniec pozostaje mi jeszcze raz dobitnie podkreślić, że ten komiks na półce powinien mieć każdy, nawet jeśli na co dzień nie czyta powieści graficznych. Szkoda tylko, że wydawca nie zdecydował się na użycie ilustracji, która zdobiła okładkę pierwszego wydania. Mroczna, przygarbiona sylwetka Batmana, skąpana w mroku rozświetlanym jedynie widoczną za jego plecami błyskawicą, to do dziś jeden z najlepszych coverów w historii. Jeśli jednak macie wybór, pomiędzy brzydką okładką, a nie przeczytaniem tego komiksu wcale, nie ma w ogóle o czym mówić. Im lepiej znacie Człowieka-Nietoperza, im więcej komiksów z nim przeczytaliście, tym bardziej arcydzieło Millera na Was zadziała. To kanon, biblia, którą musicie znać.


Okładka komiksu Batman: Powrót Mrocznego Rycerza

Tytuł oryginalny: Dark Knight Returns

Scenariusz: Frank Miller

Rysunki: Frank Miller

Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawca: Egmont 2012

Liczba stron: 208

Ocena:  100/100

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?