Czwarty tom zbiorczej serii Deadpool Classic po raz pierwszy naprawdę pokazuje, że historia złapała zadyszkę i należy ją przyswajać w małych dawkach. Postać, która bije rekordy sprzedaży, zarówno w filmach, jak i w komiksach, w pewnym momencie po prostu przestała być zabawna, a nieustanny słowotok, jaki ciągle wydobywa się z ust najemnika z nawijką, zaczął po prostu męczyć. O ile już poprzedni tom nieco ostudził mój entuzjazm, tak tutaj przez dialogi brnęło mi się naprawdę ciężko, chociaż album ten ma też niezaprzeczalne plusy.
Zacząłem brutalnie, ale Deadpool Classic tom 4 konsekwentnie prowadzi wydarzenia z poprzednich albumów do wielkiego finału, co wypada docenić. Pomimo rozlicznych prób zostania bohaterem, Wade Wilson wciąż nie rozumie swojego przeznaczenia, chociaż jego ostateczna próba jest już coraz bliżej. Na scenie pojawia się bowiem zapowiadany od jakiegoś czasu Tiamat, obcy stwór z kosmosu, przypominający nieco Predatora, mający sprawdzić, czy Deadpool faktycznie jest mesjaszem, który uratuje świat przed zagładą.
Zanim to jednak nastąpi, Wilson stanie oko w oko ze śmiercią w Annualu otwierającym tom. To jeden z lepszych zeszytów, który nastraja optymistycznie do dalszej lektury. Obserwowanie przepychanek bohatera z kostuchą bawi nieustannie od lat 90-tych aż po dziś dzień, chociaż w niniejszym komiksie wątek ten potraktowany jest z należytą powagą, szczególnie że w grę znów wchodzi niezwykle bolesna przeszłość Wilsona i narodziny jednego z jego najbardziej kanonicznych wrogów. To właśnie on napsuje Deadpoolowi krwi, stając do brutalnego pojedynku w szwajcarskich Alpach.
Niestety później jest gorzej, nawet pomimo gościnnego występu ulubieńca publiczności – Cable’a. Zeszyty rysowane przez Pete’a Woodsa i Anthony’ego Williamsa to tylko zapchajdziury przed trzyczęściową historią Dead Reckoning, stanowiącą danie główne tego tomu. Walter McDaniel, który stał się etatowym rysownikiem scenariuszy Joe Kelly’ego, serwuje kolorowe i dynamiczne starcie pomiędzy potężnymi wrogami. Ciekawym momentem jest pojawienie się Kapitana Ameryki, który ma szansę zastąpić miejsce Deadpoola w starożytnej przepowiedni. Jednak to właśnie wspomniany już Tiamat podobał mi się najbardziej – szczególnie pod kątem projektu postaci, stanowiącego mokry sen każdego fana mixu bestii z kosmosu z pierwiastkiem fantasy.
Największym zarzutem względem tego tomu jest niemal kompletny brak dobrego humoru, nawet pomimo ściany tekstu, o którą czytelnik obija się niemal na każdej stronie. Owszem, są momenty, w których można mimowolnie uśmiechnąć się półgębkiem, ale generalnie każdą kolejną stronę czyta się ciężko, przez co lektura tego tomu trwała u mnie dłużej, niż przejście przez wszystkie poprzednie albumy razem wzięte. Trudno wyjaśnić, skąd wzięło się takie odczucie – wszak do tej pory Deadpoola czytało się (z małymi wyjątkami) lekko, łatwo i przyjemnie, a tutaj spora część dialogów nie ma nawet wielkiego sensu.
Światełkiem w tunelu jest zeszyt #0, zamieszczony na końcu tomu, w którym to Wade Wilson mierzy się z…umarlakami. Tym razem nie chodzi jednak o klasyczne zombie, a o garstkę postaci ze świata Marvela, które dokonały już swojego żywota. I chociaż osobników z pierwszej ligi tutaj nie uświadczymy, to nie brak tu naprawdę dobrego humoru, za który ceniłem serię.
Deadpool Classic tom 4 będzie wodą na młyn wszystkich tych, którzy krytykują masówkę komiksu amerykańskiego drugiej połowy lat 90, gdzie akcja opierała się na nic nie wnoszących nawalankach pomiędzy nasterydowanymi postaciami, a absurd i nonsens ścigały się o fabularny prym. I chociaż nie brak tu fajnych momentów, to po raz pierwszy lektura nie była dla mnie czystą przyjemnością, a miejscami wręcz męczarnią. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe odczucia, bo na dalsze obcowanie z serią jestem otwarty, a forma wydawania w ten sposób klasycznych przygód bohaterów Marvela jak najbardziej mi odpowiada.
Tytuł oryginalny: Deadpool Classic vol 4
Scenariusz: Joe Kelly
Rysunki: Pete Woods, Walter McDaniel, Steve Harris, Anthonny Williams, Yancey Labat
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 288
Ocena: 60/100