Seria All New X-Men z założenia miała być nieco zagmatwana. Młodociana piątka zespołu Xaviera sprowadzona została do czasów współczesnych, w których ich mentor zginął z ręki swego wiernego adiutanta Cyclopsa, a nienawiść do mutantów z biegiem lat wcale nie zmalała. Do tego dochodzi stare, dobre zaburzenie kontinuum czasoprzestrzennego, które pogłębia się i komplikuje z każdym kolejnym tomem. Po odmowie powrotu do swej epoki, batalii u boku Strażników Galaktyki z Shi’ar i potyczce ze złymi mutantami z przyszłości, że o rozdzieleniu się nie wspomnę, nastoletni skład odwiedza alternatywne uniwersum. I to nie jakieś tam mało znane, będące gratką dla fanów, a głośne swego czasu Ultimate.
Gdybym powiedział, że nie lubię świata Ultimate, byłoby to nazbyt łagodne określenie. Ruszając z tym projektem, Marvel nie był w zbyt dobrej kondycji i próbując stworzyć nowy, bardziej dopasowany do współczesnych realiów świat z czasem nieco się zagalopował. O ile Spider-Man, zarówno Peter Parker, jak i Miles Morales, prezentowali się ciekawie, o tyle cała reszta z czasem coraz bardziej się degradowała, z innowatorskiej wizji powoli stając się polem do nadto śmiałych eksperymentów. Wystarczy przytoczyć fatalną opowieść Ultimatum by zrozumieć, czemu uniwersum, w którym pisali tacy twórcy jak Mark Millar czy Brian Michael Bendis, ostatecznie poniosło klęskę jako samodzielny świat. Z niemałą więc obawą sięgnąłem po tom, gdzie młodzi X-Men napotykają swe wersje Ultimate.
Pierwsze pęknięcia między uniwersami Marvela nastąpiły po mało rozsądnych czynach Wolverine’a w Erze Ultrona. Później już wszystko potoczyło się sukcesywnie do nadchodzącego dopiero na nasz rynek Secret Wars III. Tu motyw zderzenia światów znów się pojawia, lecz mnie bardziej zainteresował fakt spotkania All New X-Men z Ultimate X-Men i Milesem Moralesem. Jak przyzwyczaił nas BMB, nie obyło się bez odrobiny zjadliwego i sympatycznego humoru, wykorzystującego młody wiek bohaterów i wszelkie jego słabostki, mimo iż na zjednoczone siły superbohaterów czyhał Doktor Doom.
Mam szczenięcy sentyment do X-Men. Mutanci wydają mi się znacznie bardziej wiarygodni i realistyczni, niż w wielu przypadkach egzaltowani nieskazitelni Mściciele. Pełni rozterek i wad, a do tego z założenia rebelianccy i buntowniczy, nawet jeśli sami siebie uważają za superbohaterów. All New X-Men, które jest właściwie historią o nastolatkach z supermocami, ma w sobie jeszcze większe pokłady buntu i młodzieńczego nieposłuszeństwa, z czasem jednak niosącego ze sobą wszystko, co kojarzy się z okresem dojrzewania – od niezrozumiałych zachowań, po ulotne miłostki. Tu mamy to podwójnie, a zderzenie obu grup rodzi jeszcze większe emocje. Brian Michael Bendis świetnie to uchwycił, kontrastując sytuację ze sposobem, w jaki przedstawiani byli kilka dekad temu przez Stana Lee. Mimo iż to te same postaci to, jak śpiewał bard lat 60 Bob Dylan, czasy się zmieniają.
Wizualnie każdy tom All New X-Men stoi na co najmniej zadowalającym poziomie. Także i tutaj prace Mahmuda Asrara przyciągają oko. Od początku frapuje mnie jednak jeden fakt… Baza Scotta Summersa seniora mieści się w mroźnych rejonach Kanady. Bardzo mroźnych. Jakim więc cudem młodociani mutanci, w szczególności Kukułki Stepford w swych kusych spódniczkach, wytrzymują takie temperatury? Niby nieistotny szczegół, a człowiek zawsze się na chwilę zatrzyma, oddając się krótkiej refleksji. A skupiając się na mniej subiektywnych obserwacjach – miło jest znów ujrzeć zespół Ultimate X-Men.
Może niekiedy nazbyt narzekam na świat Ultimate, ale prawda jest taka, że w czasie gdy nieodżałowany Dobry Komiks wydawał Ultimate X-Men, pędziłem do kiosku po kolejny zeszyt. Może dlatego, że początki grupy Xaviera były naprawdę obiecujące, pisane z wyraźnym polotem i powiewem świeżości, który zamienił się później w przekombinowane i wymyślne scenariusze, niszczące tylko legendę Dzieci Atomu. Szósty tom serii o młodych X-Men, czyli Przygoda w świecie Ultimate, zdaje się podążać w podobnym kierunku. Paradoksy czasoprzestrzenne stały się powtarzającą się normą, zwiększyła się liczba problemów personalnych, które najlepiej trafią do młodocianego czytelnika, a wrażenie bezcelowości zaczęło wychylać się zza horyzontu. Do czasu Bitwy Atomu akcja miała dość jasny cel, a konkretniej odesłania nastolatków w ich erę. Obecnie wszystko jest mocno pomieszane i nie mam tu na myśli kontaktów z postaciami z przyszłości, kosmosu czy innego wymiaru. Członkowie obu składów X-Men, którzy przez długi czas byli dość klarownie podzieleni, teraz miotają się między nimi, co bez śledzenia powyższego cyklu i Uncanny X-Men jest dość trudne do zrozumienia, nie mówiąc już o samej genezie konfliktu, który doprowadził do schizmy gatunku homo superior. Mimo tych wad, nadal jest to seria zapewniająca dobrą, niezobowiązująca rozrywkę, skierowaną zarówno do starszych fanów mutantów, jak i młodzieży, która Spider-Mana utożsamia jednocześnie z Peterem Parkerem i Milesem Moralesem. A jeśli ktoś jest fanem uniwersum Ultimate, przypominam że niebawem na rynku pojawi się pierwszy tom przygód tamtejszego Spider-Mana, w którego wcielał się wówczas nastoletni Peter Parker.
Tytuł oryginalny: All New X-Men Volume 6: The Ultimate Adventure
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Mahmud Asrar
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 132
Ocena: 75/100