Avengers i X-Men to zespoły, pomiędzy którymi relacje bywały różne. Od wspólnego łomotania wroga ramię w ramię, po bratobójcze kułacze boje. Tym razem Marvel zaprezentował nam tę pierwszą opcję. Oto narodził się Red Onslaught – istota posiadająca potężne moce, a jednocześnie mająca nazistowską chętkę na eksterminację mutantów. Skład Drużyny Jedności wydaje się zbyt lichy, by stawić mu czoła, więc na pomoc przybywają herosi związani z wyżej wymienionymi zespołami. Nec Hercules contra plures, głosi klasyczna maksyma. Ale czy na pewno?
Historia ta ma rozmach i czuć go było już w serii Uncanny Avengers. Remender zapragnął być drugim Jimem Shooterem i wrzucił potężną ilość herosów do jednego ringu z gigantycznym Red Onslaughtem, silnie uwypuklając walkę z monstrum z gębą wieloletniego łotra Marvela. Bohaterowie walczą co sił, ale uber-złoczyńca nie jest po prostu kolejnym gigantem atakującym Nowy Jork. Szybko okazuje się, że do wyrwania tej rzepki potrzebni są inni superludzie, a że niemal cały skład superherosów jest na miejscu, z pomocą przybywają złoczyńcy. Wówczas dzieje się coś nieoczekiwanego. Prawi stają się nieprawymi, a ci parający się występkiem przechodzą gwałtowną resocjalizację.
Zabieg inwersji bohaterów jest ciekawy. Może nie jakoś szczególnie pomysłowy i świeży, ale ciekawy. Tak jak Dick w Człowieku z Wysokiego Zamku pokazuje wizję świata po II Wojnie Światowej, gdzie zatriumfowały Państwa Osi, tak tutaj mamy okazję zobaczyć bandę czarnych charakterów czyniących dobre uczynki. I to oni są znacznie bardziej przekonujący, niż skłonni do występku herosi. Może to efekt Axis: Carnage i Hobgoblin i ósmego tomu Deadpoola, ale Kapitan Ameryka/Sam Wilson i spółka wydają się nieco niewyraziści przy swych odmienionych adwersarzach.
Spośród wszystkich crossoverów Domu Pomysłów, ten plasuje się w czołówce pod względem szybkości i intensywności akcji. Z założenia tego typu historie nie są flegmatyczne, ale Remender pędzi z akcją, która swobodnie mogłaby być rozłożona na większą liczbę zeszytów. Pośpiech nie jest rzeczą dobrą, jednak eventy Marvela przyzwyczaiły nas do tego, że dzieje się w nich dużo i bez chwili na subtelności.
Rysunki w tym tomie wyszły spod ręki znanych etatowych artystów związanych w tym okresie z Marvelem. Kwartet twórców wiele razy udowodnił, że potrafi doskonale oddać charakter uniwersum superbohaterów. Jest tu wszystko, co powinno znaleźć się w dynamicznym, miejscami chaotycznym scenariuszu, z mnogą liczbą postaci – zespołowe potyczki, widowiskowa destrukcja i przeciwnicy wielkiego formatu. Jeśli komuś podobała się wizualna strona Nieskończoności i tutaj doskonale się odnajdzie.
Avengers i X-Men: Axis jest dość mocno krytykowanym tytułem. Zarzuca mu się wtórność, przerost formy nad treścią i banalność. Łatwiej byłoby to przełknąć, gdyby scenariusza nie napisał ceniony Rick Remender, człowiek umiejący tworzyć niezłe opowieści, który najwyraźniej nie ma moralnego prawa wykreować przewidywalnej i błahej historii. Czy aby na pewno? Czytając Uncanny Avengers, można było spodziewać się właśnie czegoś takiego. Mało racjonalnego i dojrzałego, niezawierającego pozornie niczego wyróżniającego na tle innych wielkich crossoverów. Remender od początku wytyczył ścieżkę i nie była to ścieżka ambitnej powieści graficznej, przedstawiającej herosów w bardziej wyszukany sposób, niczym z wizji Moore’a czy Millera. Historia ta zapowiadała się jako jeden wielki wybuch superbohaterskiego szaleństwa, swoisty odpowiednik Transformers Michaela Bay’a. Miało być dużo wybuchów, mordobicia i tabloidowych szoków. Miała być czysta, popcornowa rozrywka. Zajadłe krytykowanie tego tytułu jest jak marudzenie, że Zenek Martyniuk nie oddaje swą twórczością należytego hołdu Chopinowi. To inna kategoria i inny gatunek sztuki komiksu spod znaku peleryny i maski. Owszem – nie tak ciekawy, jak Czarny młot czy Strażnicy, ale też nie obraża czytelnika, ani nie sprawia, że cały przemysł komiksowy cofa się o kilka dekad.
Axis to historia na miarę Avengers kontra X- Men, z drobną różnicą w relacjach pomiędzy tytułowymi zespołami i ich konsekwencjami. Czy więc jest to tak zła historia, jak piszą o niej recenzenci? Nie. To po prostu blockbusterowa opowieść z dużą liczbą postaci, skupiona wokół jak najszybszej akcji. Historia nie ma wielkich konsekwencji, jest efektowna, lecz nie efektywna. Nie wiem, czy za kilka lat będę pamiętał ją tak dobrze, jak wielkie, kanoniczne, czy po prostu głośniejsze tytuły i czy powrót do niej da mi porównywalną satysfakcję, ale jedno wiem na pewno – tu i teraz uważam ją za dobrą i wartą przeczytania, tym bardziej, że lada chwila nastąpi wielki przełom w uniwersum Domu Pomysłów. A komiks ten stanowi ostatni przystanek w świecie Marvela, która na jakiś czas stanie się innym miejscem.
Tytuł oryginalny: Avengers & X-Men: AXIS
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Adam Kubert, Leinil Francis Yu, Terry Dodson, Jim Cheung
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 252
Ocena: 75/100