Głębia tom 2: Zanim spali nas świt – recenzja komiksu

Pierwszy tom Głębi zakończył się w niezwykle pesymistyczny sposób, nie wróżąc nic dobrego głównej bohaterce – Steli Caine. Kobieta gwałtownie raz po raz zderza się z drapieżną rzeczywistością, która kolejno eliminuje z jej życia to, co było dla niej najważniejsze – od bliskich, po pozycję społeczną, prestiż jej miasta i… nadzieję. Mimo to, nadal patrzy w przyszłość optymistycznie. Rick Remender nie zamierza odpuszczać i stawia na jej ścieżce kolejne pułapki, mocno przy tym komplikując fabułę.

Strona komiksu Głębia tom 2: Zanim spali nas świt

Autor porusza istotną kwestię cenzury sztuki. Tego, czy ona może być w ogóle cenzurowana, jaka jest jej granica i czy takowa istnieje oraz tego, co może przynieść i na co wpłynąć. Stel Caine działa na rzecz nawet nie tyle cenzury, co całkowitej anihilacji sztuki, co ma w sobie nutę Fahrenheit 451 Ray’a Bradbury’ego. W dystopijnej powieści miała ona wymiar polityczny, lecz tu dochodzi pewien irracjonalny fanatyzm i strach rodem z filmu Equilibrium. I tu warto wspomnieć o tym, kim stała się kobieta po wydarzeniach z Iluzji nadziei. Solidnie zorganizowane bandy pragną zdeptać nie tylko sztukę, ale i wszelkie uczucia wyższe, poetyckie i romantyczne w pierwotnym tego słowa znaczeniu. Dziwi jak żyjąca nadzieją Stela stała się gotową do najohydniejszych czynów siepaczką służb tłumiących ludzkie odruchy. Kobieta jest przykładem ofiary traumy, ale też systemu, w jakim nie tylko żyje, ale aktywnie uczestniczy.

Relacje w rodzinie Cainów są nader skomplikowane. Już poprzednia część pokazała, że bliżej im do familii z wenezuelskich telenowel, niż do rodzimych poczciwych Lubiczów. Co prawda rzecz tyczy się sytuacji już po fatalnych dla nich wydarzeniach, ale skala dekadencji, w jaką wpadli, jest potworna i przysłania harmonię przed nią – wystarczy wrócić do pierwszego tomu i przypomnieć sobie ścieżki, jakimi podążyli Marik i Taho. Choć częściowo narzucił im je los, to w pewnym stopniu były ich wyborem, czy raczej rezultatem bezsilności wobec mroku dna, na jakim się znaleźli. Tu sytuacja ulega jeszcze większemu udziwnieniu, wręcz patologii. Odnoszę wrażenie, że Remender nieco zapętlił się w budowaniu relacji między bohaterami i tym, co zrobić z nimi dalej, co dość silnie odciska się na fabule.

Strona komiksu Głębia tom 2: Zanim spali nas świt

Pojawiają się oczekiwane przeze mnie wątki fantastyczne. Podwodny świat nie jest jedynie domeną ludzi, a przedstawiciele innych gałęzi ewolucji, pozostające w wieloletnim ukryciu wyczuły swoje pięć minut. Motywy te są dawkowane w porcjach homeopatycznych i całość fabuły zdecydowanie dominuje wszelakie niezwykłości. Gdy zaczynałem ten cykl, liczyłem właśnie na to – wszak nasz realny podmorski świat jest na tyle niesamowity, iż na jego podstawie można tworzyć wspaniałe wizje. Remender wyraźnie poskąpił czytelnikowi wizji podmorskich istot, które żyją obok ludzi i tylko przez chwilę możemy obserwować coś innego, niż mniej lub bardziej dziwacznych ludzi.

Autor Last days of american crime uzupełnia luki z przeszłości. Dowiadujemy się więcej na temat relacji małżeństwa Steli i Johla oraz losów ich córek, które tuż po pechowym wypadzie zaginęły bez wieści. Przyciera to nieco nosa tym, którzy twierdzili, że zbyt szybko pozbył się on sporej ilości istotnych bohaterów. Tym bardziej że są to w pewnym stopniu śmierci superbohaterskie – a każdy wie, jak to superbohaterowie „umierają”. Co z kolei znów nieco gmatwa fabułę i czyni ją miejscami nonsensowną, ale jest jeszcze za wcześnie, by mówić, że to chybiony pomysł.

Strona komiksu Głębia tom 2: Zanim spali nas świt

Greg Tocchini ma swoich zwolenników, jak i przeciwników, jak to bywa zresztą z każdym charakterystycznym twórcą. Należąc do tej pierwszej grupy, nadal zachwycam się jego pomysłowością, swoistą organicznością i detalami, które są na tyle subtelne, iż nie sposób zauważyć ich wszystkich od razu. Pod względem graficznym tom Zanim spali nas świt trzyma dobry poziom Iluzji nadziei. Niestety zacząłem zauważać pewne uproszczenia. Niektóre elementy tła to kolorowe plamy, które za nic mają linie wyrysowane przez rysownika. Nie byłby to zły zabieg, ale wizualnie powoduje on odczucie rozedrgania, niestabilności, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie chybotliwości całego scenariusza.

Głębia to cykl otwarty i podobnie jak większość tytułów wydanych przez Non Stop Comics, jego oryginalne wydanie niewiele wyprzedza nasze. Zgodnie z zapowiedziami wydawnictwa, do końca połowy bieżącego roku powinniśmy otrzymać wszystko, co dotąd wydało Image Comics i wyczekiwać najświeższych epizodów. Drugi tom nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak poprzednia część i boję się, że autorzy poszli we wtórność i nie zaoferują niczego nowego poza tanimi szokami. Głębia nie oczarowała mnie chociażby jak The Black Monday Murders czy Zabij lub zgiń, ale sam koncept nadal mi się podoba i liczę, że fabuła pójdzie krok dalej, a najlepiej o kilka.


Okładka komiksu Głębia tom 2: Zanim spali nas świt

Tytuł oryginalny: Low, Vol 2 TP: Before the Dawn Burns Us

Scenariusz: Rick Remender

Rysunki: Greg Tocchini

Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski

Wydawca: Non Stop Comics 2018

Liczba stron: 112

Ocena: 60/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?