Początkowe przygody Wolverine’a nie zwiastowały jego późniejszego sukcesu. Debiut jako kolejna przeszkoda na drodze Hulka, członkostwo w drugim zespole X-Men i maska nieokrzesanego brutala, który tylko czeka, by kogoś dziabnąć szponami, nawet w tamtej erze nie były czymś godnym uwagi. Późniejsze lata szczęśliwie przyniosły mu chwalebniejsze historie, a niemałą w tym zasługę mieli Frank Miller, Chris Claremont czy Barry Windsor-Smith. Można więc powiedzieć, że Logan miał szczęście do zdolnych twórców, do których zaliczyłbym i autora niniejszego tomu. Jason Aaron, od momentu poznania przeze mnie jego twórczości przy okazji The other side i serii Skalp sprawił, że sięgam niemal po wszystko, co sygnowane jest jego nazwiskiem. A fakt, że jeszcze ani przez chwilę tego nie żałowałem, to dobry znak.
Lwia część albumu składa się z cyklu Weapon X, który miał swój początek w pierwszym tomie. Zaczyna się dość nietypowo, jak na przygody Rosomaka. Logan tkwi w kaftanie bezpieczeństwa, a psychiatra wypytuje go o szczegóły z życia, które jeszcze pamięta. Ten krótki dialog pokazuje, że Kanadyjczyk to ktoś znacznie bardziej złożony, niż tylko ubrany z żółto-czarny kostium członek X-Men. Nie wspomnienia są tu najważniejsze, a schizofreniczna atmosfera placówki znajdującej się w osławionym prozą Lovecrafta Dunwich. Bogiem jest tu demoniczny doktor Rottwell, który daje się we znaki nawet przyzwyczajonemu do naprawdę ekstremalnych zagrożeń Wolverine’owi. Dyskretne nawiązania do sprawy Charlesa Mansona i „inspirującej” go piosenki „Helter Skelter” są dodatkową wisienką na torcie. W dalszej części Loganowi dane jest nawet ponownie się zakochać, lecz tym razem bohater nie ulega tak silnie romantycznym emocjom i dogłębnie analizuje wszystkie za i przeciw – gdzie tych pierwszych, z uwagi na persony takie jak Sabretooth czy Lady Deathstrike, jest znacznie więcej.
Wolverine jest tu głównym bohaterem, ale tuż za nim stoi ktoś nieco mniej znany. Postać Deathloka pojawiała się już kilka razy na naszym rynku, między innymi w solowej historii wydanej w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela – Deathlok: Początki. W swej samodzielnej historii był pozytywnym bohaterem, tu niestety jest, a raczej oni są, bo Deathloków jest więcej, bezlitosnymi zabójcami. Wynika to z faktu, iż w tym przypadku to nie indywidualna postać, a mówiąc nieco brutalnie produkt, którego materiałem są ludzie o różnej moralności i sumieniu. Ich zamiary są proste – wybić herosów, tych obecnych i tych, którzy dopiero się narodzą. Cyborgi przybywają z przyszłości, która przedstawia się niewesoło i mimo aktywnego ruchu oporu, wszystko zdaje się zmierzać w jeszcze gorszym kierunku. I może Deathloki wyglądają jak postaci z niskobudżetowych produkcji, ale to jak skutecznie stawiają czoła superbohaterom takim jak Spider-Man czy Kapitan Ameryka pokazuje, że są nader skuteczni. W całą aferę z nimi zamieszana jest etatowa zła korporacja Marvela – Roxxon – a jej macki sięgają do pewnego ośrodka umiejscowionego w Dunwich. I to właśnie ten jeden szczególny cyborg, związany z tą piekielną placówką, będzie kluczowy dla superbohaterów – podobnie jak w przypadku innego bohatera o tym pseudonimie w Deathlok: Początki, tak i tu trwa w nim walka między ludzką naturą, a komputerowym interfejsem. Skojarzenia z Terminatorem z jego nieludzką naturą i wszystkimi paradoksami czasowymi jest tu jak najbardziej na miejscu.
Gdybym miał wskazać, kto jest największym przeciwieństwem Wolverine’a w X-Men, bez wahania odpowiedziałbym, że zdyscyplinowany, idealistyczny i miejscami drętwy Cyclops. Po chwili namysłu jednak wskazałbym jeszcze kogoś, z kim Logan rzadko wchodził na wojenną ścieżkę, a mianowicie Nightcrawlera. Teleporter o demonicznej aparycji i szczerej wierze w Boga to jedna z najciekawszych postaci Marvela, niestety wciąż spychana na drugi plan. Mimo to, jak każdemu szanującemu się superbohaterowi i jemu dane było zginąć w boju. Logan, jako jego bliski przyjaciel, stał się powiernikiem jego ostatniej woli, a jej ciężar jest naprawdę spory. Heros musi wnieść potężny fortepian do miejscowości położonej na trudnym do zdobycia szczycie, gdzie ma on zostać ofiarowany lokalnej parafii jako prezent. Historia ta jest dość krótka, ale sentymentalna nuta i pełna emocji fabuła wyróżniają ją na tle reszty. Nie ukrywam, że czekałem właśnie na tę opowieść, łączącą losy dwóch znakomitych postaci.
Kolejne opowieści wiążą się z dość ciekawym czasem w uniwersum Marvela. Okres panowania Normana Osborna, zwany Dark Reign, nie jest u nas szerzej znany. Wydarzenia do niego prowadzące, jak i te następujące po nim jak najbardziej, ale owa mroczna era to biała plama. Tom ten oferuje nam dwie historie z tego okresu. W jednej z nich tytułowy heros łączy siły z Noh-Varrem i Fantomexem przeciwko osobnikom o mocno subiektywnych uczuciach religijnych. O ile panowie mający wspólną przeszłość z Weapon Plus występują razem na łamach Uncanny X-Force, o tyle dodatek osobnika rasy Kree jest tu dość egzotyczny. Mimo początkowych tarć, nieco pyszałkowaty kosmita szybko zauważa, że jego siejący śmierć towarzysze to najlepsze, na co mógł trafić.
Podczas tego okresu Osborn stworzył też grupę będącą aberracją Avengers – Dark Avengers. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę, że warto byłoby skompletować własną wersję innych supergrup. Mimo mikrej w tym czasie liczby mutantów i po poważnych szkodach, jakie wyrządziła inwazja Skrulli, dawny Zielony Goblin zwrócił uwagę na gatunek homo superior. W efekcie tego rekrutował zespół Dark X-Men, w skład którego wchodzili między innymi Emma Frost jako Black Queen, Namor Submariner i Mystique. Historia zamieszczona tutaj pokazuje kulisy powstania grupy, ale też jasno daje czytelnikowi do zrozumienia, że Osborn nie jest do końca wszechmogącym panem sytuacji. Harde kobiety takie jak Aurora dają mu powód do niepokoju i nadszarpują jego autorytet, co dla lidera tak mocarnej organizacji jak H.A.M.M.E.R. jest solidnym policzkiem.
Tom składa się z kilku opowieści, co niesie też ze sobą różnorodność wizualną. Zacznę niechronologicznie, od artysty, który najbliższy jest memu sercu. Jock to ilustrator klimatyczny i z charakterem i choć jego prace częściej kojarzę z mrocznymi historiami jak Wiedźmy czy seria Amerykański Wampir, to barowa rozmowa Osborna i Mystique odsłoniła jego nieco inne, bardziej widowiskowo- superbohaterskie oblicze. Niewiele ustępuje mu Ron Garney, dobrze ukazujący postać Logana. Rysownik nie ujmuje mu żadnej charakterystycznej cechy, a wręcz przeciwnie, na nowo pokazuje te wyróżniające go wśród postaci Marvela, jak chociażby oryginalne uczesanie. Niełatwo ukazać Logana jako zdominowaną ofiarę – Garney robi to perfekcyjnie, a Rottwell, przy którym nawet siostra Ratched to miła pielęgniarka, budzi respekt większy niż niejeden obdarzonym nadnaturalnymi mocami złoczyńca. Inne oblicze pokazał też Esad Ribic. Rysownik Thora Gromowładnego, współpracując z innymi artystami od tuszu i barw, nadał historii z udziałem Marvel Boya i Fantomexa nieco bardziej dynamicznego i mniej monumentalnego wydźwięku, niż w swych pracach z bogami Asgardu.
Drugi tom Wolverine’a pióra Jasona Aarona to godna kontynuacja pierwszej części. Twórca Bękartów z Południa to jeden z najzdolniejszych współczesnych scenarzystów komiksowych i po raz kolejny to udowadnia. Można opierać się na sprawdzonych schematach i stworzyć kolejną historię z Loganem, w której krew i flaki będą ścielić się gęsto, a można też postawić na bardziej złożoną fabułę, w której Rosomak nie będzie tylko niepowstrzymanym berserkiem. Co nie znaczy, że kilka kropelek krwi nie może się tu i ówdzie pojawić… Wydarzenia w Dunwich są godne miejsca lokacji i choć próżno doszukiwać w nich się przedwiecznych mrocznych bóstw, to atmosferze ośrodka bliżej do rasowego horroru, niż historii superbohaterskiej. Niemała w tym zasługa umiejętnie wykreowanej postaci doktora Rottwella, postaci znacznie ciekawszej niż niejeden superzłoczyńca, która zdołała niemal rozbić twardego jak adamantium Rosomaka, co nie udało się nawet jego największym przeciwnikom. Cykl Marvel Classic to doskonały ruch Egmontu, oferujący czytelnikowi regularne, pełne serie uznanych autorów. Jak zwykle w przypadku dobrych tytułów czekam na kolejny tom, a w międzyczasie pozostaje mi cieszyć się innymi pozycjami z tego cyklu wydawniczego.
Tytuł oryginalny: Wolverine by Jason Aaron vol. 2
Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Ron Garney, Jock, Esad T. Ribic
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 320
Ocena: 90/100