Spider-Man z 2099 roku do tej pory gościł w polskich komiksach jedynie od Święta, chociaż zaliczał gościnne występy nawet w komiksach TM-Semic, jeszcze w latach 90-tych. Tym bardziej ucieszyła mnie wieść o premierze jego własnej serii w ramach wydawanych przez Egmont albumów z Marvel Now!. Szczególnie, że zawarte tu wydarzenia są elementem zapowiedzi eventu znanego jego Spiderversum, którego premiera zbliża się wielkimi krokami.
Miguel O’Hara, bo tak nazywa się protagonista tej opowieści, docelowo miał bronić sprawiedliwości w futurystycznym mieście rządzonym w 2099 roku przez złowrogą korporację Alchemax. Komiksy czytamy jednak nie od dziś i wiemy doskonale, że różne uniwersa, linie czasowe czy alternatywne ziemie to standard. Skoro „współcześni” bohaterowie lądują w przyszłości, kwestią czasu jest, kiedy ktoś stamtąd trafi do teraźniejszości. Tak stało się z Miguelem, który utknął w 2014 roku. Wtedy Alechemax działał już w najlepsze, a Miguel pod przykrywką zatrudnia się w firmie, współpracując nawet z… własnym dziadkiem. Czy w ten sposób uda mu się zmienić zarysowaną w czarnych barwach przyszłość?
We współczesności Miguel będzie przeżywał właściwie te same rozterki, co Peter Parker: problemy z kobietami, z pracą, czy ciągłe potyczki z wrogami, a to z wysłanym z przyszłości terminatorem, a to z nowym wcieleniem Skorpiona. Brzmi znajomo? Na dodatek O’Hara dysponuje urokiem Parkera i z wrodzonym wdziękiem i humorem pokonuje kolejne niebezpieczeństwa. Zazwyczaj jest więc lekko i zabawnie, ale i bywa brutalnie, zwłaszcza gdy na scenie pojawi się niespotykanie potężny Morlun.
Czemu Spider-Man 2099 tom 1 – Nie z tego czasu jest dobry? To zasługa współpracy uznanego scenarzysty Petera Davida (m.in. cykl Mroczna Wieża, Hulk: Niemy krzyk czy 1602 – Czwórka z „Fantasticka”) ze świetnym duetem rysowników: Willem Sliney i Rickiem Leonardi, z którym scenarzysta miał już okazję wcześniej współpracować. Jest kolorowo, dynamicznie i bardzo czytelnie, z okazjonalnymi tylko problemami np. z twarzami. Nie spodziewajcie się jednak wymyślnych technologii przyszłości: Spider-Man 2099 to po prostu większa dawka pająka w czasach współczesnych. I tak chyba jest lepiej.
Z drugiej strony, nie nakreślono tu wielkiej fabuły, której kontynuacji moglibyśmy oczekiwać w kolejnych tomach. Wątki zgrabnie spleciono ze Spiderversum, przez co Nie z tego czasu jawi się raczej jako tie-in, niż samodzielna seria. To sprawia, że rekomenduję czytelnikom wcześniejsze sięgnięcie po tom Preludium do Spider-Versum, które również prowadzi do tytułowego eventu.
Warto dodać, że do panteonu Egmontowych tłumaczy dołączyło nowe nazwisko – Tomasz Kupczyk – który oprócz Spider-Mana 2099 przełożył także zapowiadany na luty album Axis – Carnage i Hobgoblin. Na szczęście wygląda na to, że to jeden z tych lepszych fachowców, bo poza jednym fatalnym zgrzytem nie znalazłem żadnych błędów w translacji.
Nie z tego czasu to kawał solidnej rozrywki i dobra przystawka przed drugim tomem, który będzie miał jeszcze bardziej eventowy charakter. Całość zapewne skończy się na dwóch albumach, chyba że wydawca zdecyduje się wydać kolejny run, czyli vol. 3, najnowsze przygody, publikowane w latach 2015-2017, ale zakładam, że na to jest jeszcze za wcześnie. Niniejszy album póki co zaspokoi Wasz głód pająka, a jeśli Miguel O’Hara Wam nie wystarczy, równolegle wydany został także komiks Spider-Man i Czarna Kotka: Zło, które ludzie czynią, w który znajdziecie klasycznego Petera Parkera. Fani Pajęczaka nie powinni więc teraz narzekać, a ja się do nich zaliczam.
Tytuł oryginalny: Spider-Man 2099 Vol. 1: Out of time
Scenariusz: Peter David
Rysunki: Will Sliney, Rich Leonardi
Tłumaczenie: Tomasz Kupczyk
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 120
Ocena: 85/100