Pośród najmłodszych bohaterów Marvela, jakimi są chociażby Nova/Sam Alexander czy Spider-Man/ Miles Morales, Kamala Khan znacznie się wyróżnia i nie chodzi tu bynajmniej o jej wyznanie. Jako jedyna z wymienionej trójki zbudowała swój wizerunek od zera, nieco tylko wzorując się na Carol Danvers, nie będąc jednak młodszą kopią klasycznego herosa. Dziewczyna budzi też dużo większą sympatię, niż miejscami przejaskrawieni panowie, afakt, iż odbiega od archetypu superbohaterek sprawia, że zbudowała sobie fundamenty pod obiecującą karierę i już teraz można powiedzieć, że w przyszłości może być wymieniana jednym tchem obok takich postaci jak Kapitan Ameryka czy Thor. Oto trzeci tom z jej przygodami, w którym dane nam jest poznać z jej perspektywy kolejne aspekty bycia herosem, ale też i nastolatką. A w ekipie twórców do G. Willow Wilson dołącza na chwilę nie byle kto, bo sam Mark Waid.
Jak każdej młodej damie, nawet tej mniej popularnej wśród rówieśników, Kamali przychodzi się zakochać. Wybrankiem serca jest szarmancki i atrakcyjny w mniemaniu większości nastolatek młodzieniec, który sprawia, że dziewczyna myśli na chwilę o czymś innym, niż bieganina po mieście w trykocie. Uczucie to pokazane jest w sposób dopasowany do charakteru Ms. Marvel. Dziewczyna niebędąca wszak szkolną pięknością i nieprzyzwyczajona do miłosnych gierek podchodzi do rodzącej się relacji damsko-męskiej nieco niezgrabnie, lecz w dobrym tego słowa znaczeniu. Z pierwszą nastoletnią miłością wiążą się często niestety przykre kwestie – ma ona skłonność do pozostawiania po sobie trwałych i bolesnych śladów, a wyperfumowana nadzieją rzeczywistość często zawodzi oczekiwania młodocianych oblubieńców.
Na łamach komiksu pojawia się też Loki. Rzecz jasna w wersji z Marvel NOW!, czyli młodszej i dużo łagodniejszej od swego standardowego wizerunku. Przyznam, że jest to udany zabieg – Kamala poznaje pierwszego, jakby nie spojrzeć, poważnego złoczyńcę w świecie Marvela, ale w konfiguracji, która nie skazuje jej z góry na porażkę i która do niej pasuje. Szkoda jedynie, że scenarzyści nie zdecydowali się na istotniejszą rolę dla brata Thora – jego nastoletnie wcielenie jest naprawdę ciekawe i mogłoby sporo wnieść do życia początkującej heroiny.
Coś, o czym zapomniałem przy okazji recenzji dwóch poprzednich tomów: seria Ms Marvel opowiada o nastolatce i jest skierowana przede wszystkim do nastolatków. Specyfika humoru, poruszanych problemów, czy nawet języka, jakim posługują się bohaterowie, trafia najlepiej do osób poniżej dwudziestego roku życia, a więc już nie do autora tego tekstu. Niemniej cieszy mnie fakt, iż twórcy nie bombardują nas nastoletnią nowomową, której młodzież tak naprawdę nie stosuje i nie tworzą stereotypu wiecznie zbuntowanego człowieka trzaskającego drzwiami w ramach ukazania swej rebelii wobec rzekomego reżimu swych bliskich, że nie wspomnę o zejściu na złą drogę z obowiązkowym epizodem z udziałem używek i nasyconym sentymentalizmem nawróceniem i powrotem do domu. Kamala co prawda pokazuje, że staje się coraz bardziej niezależną dziewczyną, ale zachowuje się godnie, jak na superbohaterkę przystało.
Rysunkami zajęło się trio Ramos/Miyazawa/Bondoc. Nie wszyscy artyści kontynuują motywy z poprzednich serii, na chwilę odstawiając groteskowe wyolbrzymienia na rzecz własnej wizji postaci. Cieszy mnie pojawienie się Humberto Ramosa, artysty znanego między innymi z serii Amazing Spider-Man. Jego styl jest niebanalny, niezwykle płynny i elastyczny. Dzięki niemu można poczuć nawet pewne pokrewieństwo dusz między nerdowatą panną Khan, a nie zawsze ogarniającym swe życie Peterem Parkerem. Miyazawa również wyraźnie czuje Ms. Marvel – postaci na jego rysunkach są żywe, pełne polotu i chęci do działania. Wyraźny jest u niego wpływ japońskich komiksów, ale jest na tyle wyważony, iż nie otrzymujemy niespodziewanie mangi. Gorzej wypada Elmo Bondoc. Artysta jest do bólu przeciętnym twórcą, nie zachwyca dosłownie niczym. Gdyby jego prace zapełniały cały tom, zapewne bym nie zwrócił na to uwagi, ale w zestawieniu z charakterystycznym Ramosem i cieszącym oko swymi planszami Miyazawą wypada nijako, a nawet słabo.
Trzeci tom kontynuuje to, co znaliśmy z dwóch poprzednich. O ile początkowo w swym głodzie ambitnych dzieł oczekiwałem czegoś w stylu Persepolis, tak teraz wiem, jaki był zamysł autorki i jak należy podchodzić do tego tytułu. Oczekiwanie fabuły podobnej do dzieła Marjane Satrapi jest porównywalne do oczekiwania od telewizyjnej, popołudniowej telenoweli rozmachu na miarę najświetniejszych wysokobudżetowych seriali. Nadal mierzą mnie jednak nadmiernie lekkie dialogi, miejscami wręcz rażące swą infantylnością oraz ciągłym bombardowaniem humorem, wpływającym silnie na całą fabułę i zwroty akcji. Zdruzgotana rozwija postać Ms. Marvel, nie dokonując jednak przełomu. Mimo to warto śledzić jej poczynania, gdyż, jak wspominałem, może mieć ona kolosalny wpływ na przyszłość świata Marvela.
Tytuł oryginalny: Ms. Marvel Volume 3: Crushed
Scenariusz: Mark Waid, G. Willow Wilson
Rysunki: Humberto Ramos, Takeshi Miyazawa, Elmo Bondoc
Tłumaczenie: Anna Tatarska
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 108
Ocena: 70/100