Śmierć Wolverine’a – recenzja komiksu

Marvel dość solidnie przygotował czytelnika na odejście Wolverine’a i to nie licząc nawet wydanego u nas w dwóch tomach preludium Trzy miesiące do śmierci. Strata czynnika gojącego była początkowo przedstawiana jako chwilowy i nieco niepokojący, lecz nadal drobny mankament, z którym Logan poradzi sobie szybko. Po jakimś czasie dano jednak odbiorcy do zrozumienia, że nie jest to stan przejściowy, a Logan ma poważne kłopoty, których konsekwencją jest, jak zresztą głosi dumnie tytuł, śmierć. Pytanie – czy jest to kolejna śmierć superbohatera w pełni chwały, godna takiego wojownika jak Wolverine?

Strona komiksu Śmierć Wolverine'a

Historia zaczyna się niewesoło. Poobijany i wyraźnie zmęczony Wolverine siedzi na werandzie budynku będącego w równie opłakanej kondycji. Jakby tego było mało, zmierza ku niemu dość poważny przeciwnik, niejaki Nuke, którego polscy czytelnicy mieli okazję poznać przy okazji komiksu Daredevil: Odrodzony. Szybko okazuje się, że Logan nie bez powodu nosi miano Rosomaka – jego pozornie licha siedziba jest bowiem nieprzebytą twierdzą, a próby jej forsowania spełzły na niczym nawet takim graczom jak A.I.M.

Charles Soule stawia bohatera w jeszcze większych tarapatach – wszystko wskazuje na to, że osłabiony brakiem swej mocy Wolverine stał się obiektem, który budzi zainteresowanie wielu osób i organizacji. Można by pomyśleć, że w tej sytuacji Logan jest na straconej pozycji, ale kolejny raz wychodzi na jaw jego wojownicza natura, która nawet w obliczu walki z poważnym, wieloletnim przeciwnikiem nie pozwala mu się poddać. Ale nie chcąc pisać wyłącznie o tym, jaki z Wolverine’a jest twardziel, przejdę do innej, bardziej istotnej dla niego kwestii.

Strona komiksu Śmierć Wolverine'a

Obok swej natury berserka, która najczęściej ukazywana była w komiksach, Logan jest dość filozofującym człowiekiem. Widać to doskonale w jego relacji z Kitty Pryde, którą przez wiele lat traktował jak podopieczną, a ona go jak nieco nieokrzesanego wuja. Kontakty między nimi wchodzą teraz na inną płaszczyznę. I uspokoję – nie jest to płaszczyzna taniego romansu. Przyznam, że taki Wolverine podoba mi się bardziej. Soule nawiązuje tu do jego japońskiego dziedzictwa, przypominając czytelnikowi, że Logan wielokrotnie kierował się samurajskim kodeksem, dając dowód na to, że niskiemu Kanadyjczykowi gustującemu w piwie i cygarach naprawdę blisko do azjatyckiej duchowości, porównywalnej nawet z więzią Iron Fista czy Shang Chi. Podoba mi się też narracja, jaką prowadzi scenarzysta, co chwila podkreślając śmiertelność protagonisty, tym samym dając do zrozumienia, że twardy z niego wojak i byle zadrapania nie zatrzymają bądź co bądź dawnej Broni X.

Jednym z najciekawszych komiksów z udziałem omawianego mutanta jest Staruszek Logan. Była to zresztą pozycja najbardziej oczekiwana przeze mnie w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, a to za sprawą między innymi fenomenalnej kreski Steve’a McNivena, którego prace mamy zaszczyt oglądać i w Śmierci Wolverine’a. Co sprawia, że zachwycam się nieco na wyrost tym artystą? Przede wszystkim realizm i to w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu – bez podręcznikowej nudy, szeroko pojętej sztuczności i bezosobowości. McNiven stawia na wręcz chirurgiczną precyzję w swym rysunku – wszelki rodzaj ran, poparzeń, różnorakie niedoskonałości, ale i dumny wizerunek herosów czy sceny walk są oddane pieczołowicie i z odwzorowaniem najdrobniejszego detalu. Nikt więc nie oddaje tak dobrze efektu działań szponów z adamantium, jak właśnie McNiven. Istotna jest też kwestia twarzy – to nie proste gęby w miarę przypominające daną postać, a realistyczne portrety, pełne wad, bez warstwy jakiegokolwiek pudru, prezentujące całą paletę emocji.

Strona komiksu Śmierć Wolverine'a

Wolverine to postać na tyle charakterystyczna, że ciężko wyobrazić sobie jego następcę, ale od czego są inne światy? Obecnie w roli głównych posiadaczy szponów z adamantium zatrudnieni zostali X-23, Wolverine ze Staruszka Logana i syn Rosomaka ze świata Ultimate. Ostatnie poczynania Marvela wskazują jednak, że Śmierć Wolverine’a była równie ostateczna, co Śmierć Supermana. Powróćmy jednak do pytania zadanego na początku – czy zgon przedstawiony przez Soule’a i McNivena jest godny członka X-Men i Avengers, człowieka honoru, oddanego kompana i uduchowionego wojownika? Odpowiedź pozostawiam prywatnemu osądowi. Soule, prowadząc niezłą, pełną akcji narrację, sparaliżował mnie na samej mecie. I nie był to szok banalny, lecz taki pozostawiający w duszy kocioł sprzecznych uczuć. Jedno jest pewne – lektura obowiązkowa dla fanów Logana, dobrego rysunku i ciekawej narracji.


Okładka komiksu Śmierć Wolverine'a

Tytuł oryginalny: Death of Wolverine

Scenariusz: Charles Soule

Rysunki: Steve McNiven

Tłumaczenie: Sebastian Smolarek

Wydawca: Egmont 2017

Liczba stron: 108

Ocena: 70/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?