Punisher Max tom 3 utrzymuje niezmienioną formę poprzednich dwóch albumów zbiorczych i oferuje czytelnikowi dwa story arci po 6 zeszytów, stanowiących zamkniętą całość, chociaż z każdym kolejnym numerem bardziej czuć, że świat budowany przez Gartha Ennisa pod czujnym okiem redaktora Joe Quesady jest spójny i jednolity. Na ten moment najbardziej powinno nas zatem interesować, czy zebrane tu historie są dobre, czy nie. I uspokajam: są bardzo dobre, a pierwsza jest wręcz rewelacyjna.
W Handlarzach niewolników Frank spotyka kobietę, na własną rękę próbującą zastrzelić gangsterów, których akurat na celownik wziął Punisher. Oczywiście momentalnie znajduje się w kłopotach, a Castle będzie musiał wybawić damę z opresji. Coś, co mogłoby być niezłym początkiem romansu, w istocie stanowi zalążek niezwykle dramatycznej, psychologicznej historii, której dobitna brutalność zostaje w głowie jeszcze długo po lekturze.
Historia Viorici jest wstrząsająca i prowadzi na trop mołdawskich handlarzy ludźmi, którzy nie zawahają się przed niczym, by kontynuować swój nielegalny biznes. Podkreślam – przed niczym, a sprowokować Franka wcale nie jest przecież tak trudno. Krucjata, którą podejmuje przeciwko gangsterom, ściąga na niego uwagę policji, wśród której mimo wszystko wciąż znajduje się wielu zwolenników jego metod. Wysoko postawionym funkcjonariuszom samowolka Franka nie jest jednak na rękę, rozpoczynają więc sztucznie nakręcaną kampanię medialną, mającą na celu jego zdyskredytowanie. To jeden z ciekawszych wątków pierwszej połowy trzeciego tomu, szczególnie, że sprzymierzeńcy mogą tutaj pojawić się znienacka.
Poza trudną tematyką, bezkompromisową brutalnością wiernie oddaną przez coraz lepsze rysunki Leandro Fernandeza i niezwykle wulgarnym językiem, Garth Ennis zadbał też o odpowiednie zbudowane relacje pomiędzy antagonistami, tak by nie byli oni papierowymi, nudnymi postaciami, które Punisher po prostu eliminuje. Trójkąt, w skład którego wchodzi Cristu Bulat, jego żona Vera a także ojciec Tiberiu to czarne charaktery godne uwagi i wyjątkowo udani przeciwnicy dla Franka.
Druga historia jest jeszcze bardziej brutalna, chociaż raczej w kontekście przemocy fizycznej, niż psychologicznej. Barrakuda to debiut niezwykle charakterystycznego złoczyńcy. Tytułowy oprych to mierzący 7 stóp czarnoskóry dryblas ze złotymi zębami, wyjątkowo silny, wytrzymały i brutalny, na dodatek nie przebierający w słowach i nie grzeszący subtelnością. Jego spluwy i maczeta są równie wielkie, co on sam. Tak się składa, że Barrakuda działa na usługach bezdusznej korporacji odpowiedzialnej za narażanie ludności na śmiertelne niebezpieczeństwo, by polepszyć swoje wyniki finansowe.
Druga zawarta w tym tomie opowieść to festiwal przemocy okraszony również sporą dawką wyuzdanego seksu. Idealnie odwzorowuje wątpliwą moralność, zepsucie i wyuzdanie nastawionych na władzę ludzi biznesu. To grupa, której raczej nie będzie nam szkoda, kiedy zajmie się nią Punisher. Historia Barrakuda rysowana jest przez Gorana Parlova, chorwackiego artystę, który współpracował między innymi z Vertigo, pomagając między innymi przy tworzeniu Y – Ostatniego z mężczyzn. W opowieści o Punisherze stawia na realizm, ale i bardzo dosadne ukazanie brutalności.
Punisher Max to oczywiście seria przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników, ale z każdym kolejnym tomem Garth Ennis udowadnia, że ma ciekawy pomysł na ten świat. Nawet jeśli lektura przypomina swoiste guilty pleasure, to jest to jednak przyjemność, której trudno mi sobie odmówić. Co więcej, historie takie jak Handlarze niewolników pokazują, że w ramach tej prostej konwencji da się zrobić coś ambitniejszego, mocniejszego i zmuszającego do refleksji. Na kolejny tom jestem teraz jeszcze bardziej nakręcony.
Tytuł oryginalny: Punisher MAX vol 3
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Leandro Fernández, Goran Parlov
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 288
Ocena: 90/100
Jakie gulity pleasure? Punisher Max Gartha Enissa to świetna, ambitna i świadomie momentami przerysowana opowieść. Guilty pleasure masz wtedy gdy czytasz chałę, ale masz ubaw z niej. A tu jest wszystko świetne.
No nie – nie oszukujmy się, ta opowieść powstała głownie po to, by szokować przemocą. Nie znajdziesz tu wzniosłych treści, dopracowanych pieczołowicie intryg i zwrotów akcji, nic tu nie zmieni Twojego życia na lepsze. Przemoc i seks dla przemocy i seksu. Idealna definicja guilty pleasure.
Znowu się nie zgadzam. To, ze coś ma dużo przemocy, nie znaczy od razu, że jest mało ambitne. Punisher Max od 1 do 10 tomu jest pełen intryg i zwrotów akcji, całościowo to jedna z lepszych fabuł jakie poznałem w komiksach (bo nie zapominajmy, że wszystkie tomy ostatecznie łączą się w całość, jak serial). Co do wzniosłych rzeczy, to również się znajdą – ostatni 10 tom, to jeden z najlepszych hołdów dla ludzi poległych w Wietnamie, a do tego kompletne zamknięcie wszystkich wątków które się pojawiły od 1 tomu. Coś wspaniałego. Tak, Punisher Max zmienił moje życie na lepsze, wracam do niego często i już nigdy nie spojrzę na dzieła akcji w ten sam sposób (czy to komiks, książka czy film). Punisher Max wyznaczył nowe standardy, przy których jak oglądam czy czytam inny thriller sensacyjny, to śmiać mi się chcę jaki jest miałki, bez wyrazu i mało ambitny w porównaniu do dzieła Gartha Ennisa.
Oczywiście masz prawo się nie zgadzać, a ja chętnie podyskutuję (o komiksach zawsze!). Ja na to patrzę szerzej – oczywiście, że to nie jest zerojedynkowe na zasadzie przemoc = mało ambitne dzieło. Wystarczy spojrzeć na taki „Skalp” czy chociażby „Criminal”. Ale chyba zgodzimy się obaj, że złożoność fabuł i tych zwrotów akcji w „Punisherze” – chociaż dająca ogrom frajdy! – nie dorównuje jednak wielowarstwowym opowieściom z wyżej wymienionych tytułów. Jeśli ich nie znasz – koniecznie przeczytaj!
Zresztą spieramy się o słówko, ale zerknij na ocenę – wydaje mi się, że co do jakości tego komiksu mamy w gruncie rzeczy podobne zdanie 🙂