Harley Quinn jest jedną z niewielu postaci, które zostały bardzo łagodnie potraktowane przez tornado zwane DC Rebirth. Jej przygody pozostały niemal niezmienione względem runu wydanego w ramach Nowego DC Comics. Zespół artystów pozostał praktycznie ten sam, nawet fabuła jest swoistą kontynuacją wydanych przez Egmont od maja 2016 do listopada 2017 tomów (łącznie 30 zeszytów). I chociażby dlatego w tym przypadku zdecydowanie rekomenduję zapoznanie się z albumami Miejska gorączka, Zamotana, Cmok Cmok Bang Dziab!, Do broni, Joker nie śmieje się ostatni oraz Cała w czerni, bieli i czerwieni przed rozpoczęciem lektury Umrzeć ze śmiechem.
Pierwszy tom wydany w ramach DC Odrodzenie to siedem zeszytów napisanych przez ulubieńców publiczności: Amandę Conner i Jimmy’ego Palmiottiego. Pierwsze trzy zeszyty narysowane są natomiast przez doskonale nam znanego Chada Hardina, a także wspomagającego go Bleta Blevinsa. Stanowią odpowiedź zespołu twórców na fenomen The Walking Dead – otóż Coney Island, a szerzej cały Nowy York, zostaje opanowany przez hordy żywych trupów. Za zarazę tym razem nie odpowiada tajemniczy wirus czy nawet eksperyment wielkiej korporacji. Przyczyny należy szukać… w kosmosie. Pełno tu dobrego chociaż nieco obrzydliwego humoru, sporo slapstickowej akcji, a całość podbijają jeszcze gościnne występy Posion Ivy i Red Toola, który zadebiutował w ostatnim tomie wydanym w ramach New 52! Ten ostatni stracił już dla Harley głowę, teraz przyszła pora na inną część ciała. Od czego jednak są chirurdzy?
Kolejny zeszyt to krótka wycieczka Pani Quinzel do Mumbaju i Moskwy, gdzie wraz z Bolly Quinn stawi czoła parze gangsterów: Ivanowi i Ivanie Petrow, specjalizujących się w telefonicznych oszustwach. Punktem kulminacyjnym opowieści jest walka z wielkim robotem zbudowanym na wzór Peruna. Sposób, w jaki jest sterowany, to oczko puszczone w kierunku Pacific Rim – tutaj jednak śmieszy o wiele bardziej.
Quinn założyła już seksowny gang Harleyek, ma też wrotkarską drużynę The Brooklyn Bruisers. Czas jednak spróbować czegoś nowego. W trzyczęściowej historii zamykającej tom nasza (anty)bohaterka powołuje do życia… zespół punkrockowy. Wszystko po to, by powstrzymać gang odzianych w zbroje i jeżdżących konno przestępców (!) napadających na listonoszy (!!). Ten rodzaj szaleństwa mógł trafić się tylko w tym komiksie. Jako plus postrzegam powrót jednego z najbardziej zatwardziałych przeciwników Batmana, ale kto nim jest, będziecie musieli odkryć sami.
Jeśli czytaliście poprzednie tomy przygód Harley, momentalnie poczujecie się jak w domu. Podobny styl graficzny, to samo wariactwo, dużo akcji, ale i odrobina pikanterii. Tak, tak, niektóre kadry Umrzeć ze śmiechem mogą wydać się niektórym seksistowskie, jednak w tej konwencji wszystkie chwyty są przecież dozwolone, nawet podszyta erotyzmem relacja Quinn z Poison Ivy. Egmont zdecydował się wciąż powierzać tłumaczenie Paulinie Braiter. Pomimo drobnych zgrzytów, wynikających głównie z braku możliwości zgrabnego przełożenia powiedzonek typu that’s what she said na język polski, doświadczona tłumaczka robi świetną robotę.
Musicie pamiętać, że ten komiks prezentuje bardzo specyficzny rodzaj humoru. Moim zdaniem jest pełen uroku i autoironii, ale wielu osobom nie podejdzie, podobnie jak nie każdemu smakują przygody Deadpoola. Harley jest trzepnięta i brutalna, przede wszystkim jest morderczynią, ale jest też lojalna dla przyjaciół. No i bardzo kocha zwierzęta, za co ma u mnie duży plus! Ja cieszę się, że seria Harley Quinn z DC Rebirth pozostała w swojej dotychczasowej formie. Dobrych rzeczy nie powinno się zmieniać.
Scenariusz: Jimmy Palimiotti, Amanda Conner
Rysunki: Chad Hardin, John Timms
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 156
Ocena: 80/100