W medium komiksowym istnieją postaci, które przez lata dorobiły się statusu legendy. Batman, Spawn, Sędzia Dredd czy Sandman, jako bohaterowie powieści graficznych, dorównują swym statusem „poważnym” postaciom literackim i to nie bez powodu. Historie z nimi to nie, jak postrzega to ciemny motłoch, komiksy dla dzieci, a pełnoprawne dzieła kultury. Do tej grupy należy również Hellboy – diabeł, który wbrew swemu przeznaczeniu służy ludzkości równie ofiarnie, co najlepsi superbohaterowie, mimo iż niejednokrotnie przychodzi mu się zmierzyć z zagrożeniami, wobec których nawet i latający i kuloodporni herosi okazaliby bezsilność.
Pierwszy tom zbiorczego wydania, stanowiącego przy okazji upragnione wznowienie tej historii w całości i w twardej oprawie, zawiera dwie historie – Nasienie zniszczenia pióra Johna Byrne’a i ołówka Mike’a Mignoli i Obudzić diabła autorstwa samego Mignoli, będącego zresztą pomysłodawcą postaci Hellboy’a, którego geneza zasługuje na osobny tekst. Nadmienię natomiast, że opowieść ta zdobyła Eisnera w roku 1997. Pierwsza z nich mówi o dochodzeniu dotyczącym wyprawy rodziny Cavendishów i powiązanego z nią losu mentora Hellboy’a – profesora Brutteholma. Druga zaś to historia związana z niejakim Vladimirem Giurescu, oficerem pruskim z czasów wojen napoleońskich, który gustuje w pewnym zakazanym trunku. W tle zaś pojawia się bogini Hekate. Narracja prowadzona zarówno przez Byrne’a, jak i Mignolę budzi niepokój. Język nie jest w tym komiksie prosty, a dialogi przyjemnie lekkie – całość jest w dużej mierze ponurym, refleksyjnym monologiem z filozoficzną nutą.
H.P. Lovecraft inspiruje niezmiennie od lat, ale u Mignoli jego wpływ jest bodaj najbardziej namacalny, a zarazem niebędący czystym plagiatem. Ogdru Jahad nie tylko fonetycznie kojarzy się z istotami z opowiadań Samotnika z Providence. To prastare, nieludzkie i bezlitosne zło, które samym faktem istnienia mrozi krew w żyłach o wiele bardziej niż współczesne ikony strachu. Nawet Hellboy, ze swoją zapaśniczą posturą i ogromną prawicą wydaje się kimś nieznaczącym i bezsilnym.
Mignola co chwila odnosi się do historii i postaci w niej występujących. Grigorij Jefimowicz Rasputin był jedną z najciekawszych postaci carskiej Rosji u początków wieku XX. Chłop, który cieszył się ogromnym powodzeniem wśród dam dworu i wielkim zaufaniem samego cara – co zresztą doprowadziło go do konfliktów z kręgami arystokratycznymi i śmierci z rąk księcia Jusupowa i jego popleczników. Jawi się obecnie bardziej jako mag, ale w Hellboy’u prezentuje się on jeszcze ciekawiej. Nie znajdziemy w nim ani grama chłopskiej prostoty, a hochsztaplerstwo, o które go oskarżano, tutaj znajduje swoje odbicie w realnych i niezwykle potężnych umiejętnościach magicznych. W pewnym momencie wydaje się on być groźniejszy niż wszystkie monstra, którym hołduje – co tylko dowodzi geniuszu twórców.
Mike Mignola jako rysownik nie jest po prostu kolejnym artystą, którego się ceni i chwali – to już, jak by ujęli to spece od samorozwoju i inni poprawiacze życia, marka sama w sobie. Już pierwsze kadry utwierdziły mnie w przekonaniu, że wśród surowych oblicz i mnogości cieni pojawia się coś więcej. Gotyckie, surowe krajobrazy, niczym z malarstwa mistrzów romantyzmu, otaczają bohaterów i ich przeciwników przypominających demony z dawnych rycin – co czasami zresztą jest faktem. Powrócę tu do postaci Rasputina – człowiek realnie wyglądającego jak leśny dziwak, przez Mignolę przedstawiony został jako posępna, brodata persona z ogoloną głową, której niepotrzebne magiczne inkantacje, aby wywołać u kogoś paniczny strach.
Oprócz rzeczonego wznowienia, którego zapowiedź szerokim echem odbiła się w komiksowym światku, Egmont startuje też z kolejną serią, której ominięcie byłoby prawdziwym grzechem. Na grudzień zapowiedziany jest bowiem tom B.B.P.O, a luty znowuż przyniesie nam najprawdopodobniej drugi tom Hellboy’a. Wydawnictwo więc nie próżnuje, a dobrze prezentujące się wydania będą chlubą każdej półki, że nie wspomnę o dodatkowych szkicach i wstępach Roberta Blocha i Alana Moore’a. Nie jednak okładka i bonusy są najważniejsze, a treść, będąca prawdziwym majstersztykiem. Wciągająca, zatrważająca, sensacyjna i z wyrazistymi bohaterami. Jeśli ktoś widział filmy ekranizację w reżyserii Guillermo del Toro i oczekuje na reboot z Davidem Harbourem w roli głównej, niech sięga po komiks. Lektura oryginalnego materiału to rzecz wskazana, a w tym przypadku wręcz obowiązkowa.
Tytuł oryginalny: Hellboy: Seed of Destruction, Hellboy: Wake the Devil
Scenariusz: John Byrne, Mike Mignola
Rysunki: Mike Mignola
Tłumaczenie: Miłosz Brzeziński, Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 288
Ocena: 95/100