W All-New X-Men Brian Michael Bendis nie pozwalał na stagnację ani na chwilę. Sam zamysł sprowadzenia pierwszego składu grupy do teraźniejszości zwiastował karkołomną akcję bez wytchnienia, z kolei wydarzenia z Bitwy Atomu, gdzie dla równowagi pojawili się mutanci z przyszłości, dolał oliwy do ognia. Piąty tom nie mógł więc zacząć się spokojnie. Trapiony bezsennością, starszy Beast prowadzi dialog ze skrytą w cieniu postacią, która dobrze zna McCoy’a, co nie pozwala mu ukryć przed nią swych myśli. Co więcej, przedstawia mu rozmaite konsekwencje jego zabawy z czasem. Wejście jest więc mocne, a to przecież dopiero początek.
Dalej autor nie obniża napięcia. Na kartach komiksu znów pojawia się potomek Charlesa Xaviera i jego Bractwo Złych Mutantów. Dziedzic potęgi Profesora X jakimś cudem powraca i nie ustępuje pola założycielowi X-Men, zaś u jego boku stoi potomek Wolverine’a i Mystique, posiadający całe ich dziedzictwo i pozostali członkowie, którzy stanowią poważne zagrożenie nawet dla składu Summersa. Jednak czy kolejne bitwy wystarczą, by zażegnać zagrożenie z przyszłości?
Zespół młodego Xaviera to dość ciekawy zbiór person. Wspomniany już Raze, który łączy w sobie nie tylko mutanckie zdolności rodziców, ale i najgorsze cechy ich charakterów, to tylko część zespołu. Lodowy stwór, będący kimś w rodzaju bezrozumnego Thinga czy starsza, a raczej najstarsza wersja Beasta również są warci rzucenia okiem. Jest i Deadpool – który, co ciekawe, niemal milczy. Zespół ten ma kilka rys, które z kolejnymi podróżami w czasie pogłębiają się coraz bardziej.
Dość jednak o bitewnych aspektach tego tomu, bo równie dużo dzieje się w relacjach osobistych. BMB daleki jest od tworzenia harlequinowskich fabułek, lecz miłość wisi w powietrzu. Nie dotyczy to wyłącznie młodzieży – pokolenie, które wyrosło już ze szkolnych mundurków, również pozwala sobie na sercowe uniesienia i to o prawdziwie kosmicznym rozmachu. Spotkanie pani profesor Pryde i Star-Lorda zaowocuje czymś więcej, niż tylko nieśmiałą rozmową na odległość. Scenarzysta zaskakuje też dwiema otwarcie nieprzepadającymi za sobą paniami, które zawierają sojusz – przynajmniej na jakiś czas…
Stuart Immonen to stały współpracownik Bendisa przy tym tytule, lecz obok niego i Davida Marqueza pojawiają się epizodyczni, ale za to wspaniali rysownicy. Twórcy jak Lee Bermejo, J.G. Jones czy Skottie Young prezentują swój kunszt przy okazji wizji, jakie zsyłane są Beastowi podczas bezsennej nocy. Klimat poszczególnych plansz jest niekiedy skrajnie różny – od mrocznej wizji Bruce’a Timma po lekki humor Skottiego Younga. Szeroki wachlarz twórców nadaje również większy wydźwięk całej scenie, czyniąc ją najlepszym momentem w całym albumie.
Jeden z głowy kontynuuje wiele niedomkniętych wątków z poprzednich tomów. Nieco zapomniana kwestia wyrwanych ze swej epoki młodocianych X-Men, motyw Bractwa Złych Mutantów i rozwijające się ciągle kontakty między bohaterami – Bendis nie zaplątał się we własnej fabule, a nawet na sam koniec otworzył dość ciekawy wątek. Zamysł All-New X-Men może wydawać się tanią sensacją, lecz zagłębiając się w lekturze, cykl okazuje się być jednym z najbardziej pomysłowych w historii X-Men. Komplikacje, jakie wynikły z przełamania linii czasowej i zdublowania postaci są nieprzewidywalne. Można nawet silić się na nieco przesadne stwierdzenie, że podwójna liczba X-Men to podwójna frajda.
Tytuł oryginalny: All-New X-Men Volume 5: One Down
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Stuart Immonen, David Marquez i ini
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 144
Ocena: 80/100