Iron Fist nie jest może najpopularniejszym bohaterem Marvela, ale jego rozpoznawalność stopniowo wzrasta, również na polskim rynku, między innymi za sprawą poświęconych mu seriali Netflixa (Iron Fist i The Defenders). Komiksowy wizerunek Danny’ego Randa jest jednak odmienny od tego, jaki prezentują produkcje telewizyjne. Jeśli kogoś z Was zraziła umiarkowanie przyjęta kreacja Finna Jonesa, śpieszę się donieść, że nie jest to powód do skreślania albumów z tą postacią z listy zakupów. Szczególnie, że to pierwszy wydany poza kolekcją WKKM komiks dedykowany mistrzowi kung-fu.
Nieśmiertelny Iron Fist to przede wszystkim trio bardzo utalentowanych i cenionych w środowisku komiksowym twórców. Za sterami scenariusza siedzą Matt Fraction (Hawkey z Marvel Now!, Iron Man – Pięć koszmarów, Fear Itself), a także weteran kryminalnych i bardziej realistycznych fabuł Ed Brubaker (Kapitam Ameryka – Zimowy żołnierz, Velvet, Fatale, Gotham Central). Za warstwę graficzną odpowiada kilku twórców, w tym znany ze współpracy z Fractionem David Aja. Warto odnotować, że w powstanie tego dzieła zaangażowani byli także legendarny Sal Buscema, którego kreską zachwycaliśmy się za czasów TM-Semica, a także Tom Palmer (Kick-Ass). Rysunki są mroczne, klimatyczne i dość realistyczne, ale świetnie oddają ciężką atmosferę, wszechobecny mistycyzm czy brutalne ale efektowne sceny walki.
Pierwotnie Nieśmiertelny Iron Fist miał być zamkniętą miniserią, ale wydawca zdecydował się na zamienienie jej w tzw. ongoing, czyli regularnie wydawaną historię. Run zaczął się w 2006 roku i dotrwał do roku 2009, wytrzymując 27 numerów. Pierwsze sześć z nich pozwala nam poznać Orsona Randalla, który pełnił obowiązki Iron Fista przed Danielem, zrezygnował jednak z nich po traumie, jakiej doświadczył w czasie I Wojny Światowej. Zrzeknięcie się tytułu nie sprawia jednak, że Orson zniknął z celownika Hydry. Drogi dwóch ostatnich Iron Fistów będą musiały przeciąć się w Nowym Yorku, aby Rand mógł posiąść sekretną wiedzę poprzedników noszących to zaszczytne miano. Ich również poznamy bliżej, chociaż dość pobieżnie.
Dzięki temu zabiegowi lepiej poznamy także postać samego Danny’ego, który zostanie wystawiony na ciężką próbę. Mowa tu nie tylko o pojedynkach na pięści i kopniaki, ale też o próbie wrogiego przejęcia korporacji Rand. Iron Fist jednak o wiele lepiej czuje się uprawiając sztuki walki, niż biznes. Być może właśnie z tego powodu dialogi są raczej oszczędne, a akcji jest tu po prostu więcej.
Miłym dodatkiem jest obecność zeszytu Choosing sides, a właściwie jego fragmentu poświęconego Iron Fistowi. Na kilku stronach zobaczymy, jak Danny chwilowo przejmuje obowiązki Daredevila, kiedy Matt Murdock trafia do więzienia. Ma to związek z wydarzeniami z Wojny Domowej, w której zwolennicy oficjalnej rejestracji superbohaterów starli się z tymi, którzy wciąż woleli działać pod maską. Rand należy do tej drugiej grupy.
Scenariusz Ostatniej opowieści Iron Fista jest stosunkowo prosty i przewidywalny, nawet pomimo gościnnych występów takich postaci jak Luke Cage czy Misty Knight. Trzeba jednak brać poprawkę na to, że to dopiero początek, wycinek większej całości. Miłośnicy starych filmów kung-fu z pewnością ulegną urokowi tej historii, wydanej podobnie jak Uncanny X-Force – Sposób na Apocalypse’a, w większym formacie, który ładnie prezentuje się na półce i pozwala bardziej cieszyć się kadrami. Po pierwszym odcinku zamierzam dać szansę tej serii i liczę, że zachwyci mnie bardziej, niż serial Netflixa.
Tytuł oryginalny: The Immortal Iron Fist vol. 1 – The Last Iron Fist Story
Scenariusz: Matt Fraction, Ed Brubaker
Rysunki: David Aja
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Mucha Comics 2017
Liczba stron: 170
Ocena: 70/100