Sędzia Dredd: Kompletne Akta 14 – recenzja komiksu

Sędzia Dredd ostatnimi czasy ma się dobrze na rodzimym rynku. Jeszcze nie ucichły echa po Ameryce, teraz otrzymujemy Kompletne Akta 14, a gdzieś na horyzoncie widać już Tytana – naprzemiennie wydawane przez wydawnictwo Ongrys i Studio Lain komiksy są gratką dla tych, którzy pragną regularnie dostawać coś innego, niż kolejne pozycje superbohaterskie. W tym tomie Dredd zmierzy się ze swoim najbardziej makabrycznym przeciwnikiem – Sędzią Śmierć. Zanim to jednak nastąpi, na jakiś czas opuści Mega-City One, co będzie zgubne dla wielu jego mieszkańców.

Kompletne Akta 13 zakończyły się wydarzeniem, w którym Dredd dostał list od małoletniego, acz niezwykle bystrego obywatela, który solidnie dał mu do myślenia. Treść wiadomości wzmocnił fakt, iż chłopiec zginął z ręki niepoczytalnego mężczyzny. Słowa nieustannie powracały do sędziego, nawet podczas egzaminu oceniającego przyszłego kandydata na obrońcę i wykonawcę sprawiedliwości, którym jest niejaki Kraken – były Judda, czyli klon Dredda, należący do grupy poza legalnymi strukturami sędziowskimi. W czasie oceny, pod wpływem kolejnych traumatycznych wydarzeń, Dredd pojmuje, iż czas zejść ze sceny. Zdawać by się mogło – umarł król, niech żyje król! Skoro Kraken to kopia genetyczna Dredda, do tego znakomicie się zapowiadająca, to czemu by nie wypełnić luki po legendarnym sędzi? Pozornie plan jest doskonały, lecz… Sędzia Dredd może i ma swoje lata, ale przekładają się one na doświadczenie i intuicję, których często brak żółtodziobom.

I tu na arenę wkracza kolejny sędzia, a jest nim posępny Sędzia Śmierć. Kim on właściwie jest? Ta pochodząca z innego wymiaru istota – rozumiejąca sprawiedliwość na swój sposób – nie jest standardowym rzezimieszkiem ani nawet terrorystą większego kalibru, co czyni z niego niemal niepokonanego przeciwnika. Tym bardziej, że ma on swoich przybocznych sędziów – Pomora, Pożogę i Strach i oczywiście – Siostry Śmierci, które są jego przednią strażą. Każdy z nich dysponuje szerokim arsenałem umiejętności, wymykającym się logice. Na straży miasta stoi jednak Kraken, który, aby nie rozzuchwalać kryminalistów, przybrał tożsamość Dredda. Sęk w tym, że jak wspominałem, Dreddem nie jest.

Mroczna wizja Wagnera, która ukazuje Mega-City One pod rządami istoty tego formatu, budzi przerażenie. I tak niebędące ostoją spokoju miasto pogrąża się w jeszcze większym chaosie, a kodeks, jakim kieruje się Śmierć, czyni z metropolii coraz szybciej powiększające się cmentarzysko. Autorom udało się uchwycić chłód i napięcie towarzyszące bohaterom, a pojawienie się Dredda wcale nie zwiastuje rychłej wiktorii.

Większość tomu zilustrowana jest przez Carlosa Ezquerrę, którego makabryczne ukazanie Sióstr Śmierci było na tyle dobre, iż sam Sędzia Śmierć i jego bracia wydawali się przy nich miernotami. Artysta pokazał, że można wyjść poza klasyczne schematy kadrów, ale nie wpaść w zbytnie artystyczne rozzuchwalenie – co samo w sobie jest dobre, lecz nie w przypadku komiksu z sędzią Dreddem. Otwierający tom rozdział Opowieść o martwym człowieku narysowany jest przez Willa Simpsona i Jeffa Andersona. Widać w nim znacznie większą surowość i realizm odpowiedni dla osobistej historii, w której tytułowy bohater podejmuje ważne dla siebie i miasta decyzje.

Sędzia Dredd: Kompletne Akta 14 to lektura warta przeczytania – ukazuje jedną z najciekawszych batalii Dredda z jego najmroczniejszym przeciwnikiem. Autor pokazuje w niej, że Mega-City One, mimo ogromnej liczby innych sędziów i środków pacyfikujących, jest bezbronne bez tego jedynego, szczególnego krzewiciela porządku. Wagner postarał się również o ukazanie tej postaci z nieco innej strony – nie jako czupurnego kolosa w hełmie, a starzejącego się człowieka, który przechodzi kryzys wiary w sens swych działań. Oczywiście nie daje ot tak spocząć na laurach swemu bohaterowi – w końcu to Dredd, prawda?


Okładka komiksu Sędzia Dredd: Kompletne Akta 14

Tytuł oryginalny: Judge Dredd: Complete Case Files 14
Scenariusz: John Wagner
Rysunki: Will Simpson, Carlos Ezquerra, Jeff Anderson
Tłumaczenie: Piotr Krasnowolski, Taida Meredith
Wydawca: Wydawnictwo Ongrys 2017
Liczba stron: 280
Ocena: 85/10

 

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?