Batman tom 10 – Epilog – recenzja komiksu

Batman, tom 10: Epilog to ostatni, dziesiąty tom głównej serii przygód Człowieka-Nietoperza w ramach Nowego DC Comics, osadzony tuż przed startem zapowiadanego Odrodzenia. Jest to zarazem zbiór czterech krótkich, niepowiązanych ze sobą historii i jeden z najkrótszych albumów, jakie Egmont wydał w ramach The New 52. Jest tak, ponieważ ze zbioru wycięto pierwszy zeszyt serii Batman Rebirth Toma Kinga i Davida Fincha. To decyzja zrozumiała i w pełni uzasadniona, chociaż nie pozostała bez wpływu na stosunek ceny do jakości tego tomu.

Album otwiera zeszyt Futures End z rysunkami ACO, w którym obserwujemy zmagania Batmana o zachowanie swojego dziedzictwa na zawsze. Zmęczony, umierający, zakuty w zbroję, która pozwala mu się normalnie poruszać pomimo bólu i problemów z kręgosłupem, Bruce włamuje się do laboratorium Lexa Luthora, co oczywiście nie jest łatwym zadaniem, bo korytarze usiane są licznymi pułapkami i zabezpieczeniami. Czego Wayne szuka w LexCorp? Odpowiedzi na pytanie dotyczące klonowania. Żeby tylko nie wyszedł z tego kolejny Batzarro… Warto dodać, że w oryginale zeszyt ten został wydany z animowaną okładką 3D.

Druga historia osadzona jest jeszcze przed momentem, gdy Bruce odzyskał pamięć i zrozumiał, że był Batmanem. Jak wiemy, jego posiadłość została sprzedana i zaadaptowana na zniszczony uprzednio Azyl Arkham. Teraz Wayne odzyskuje swój dom, jednak ten wciąż nosi ślady obecności szaleńców. Co więcej, w korytarzach nadal kryje się trzech superzłoczyńców: Riddler, Clayface i Mr. Freeze. Nie mogą uwierzyć, że ich największy wróg, obrońca prawa w Gotham, zatracił swoją tożsamość. Szczególnie ten pierwszy ma ochotę naprowadzić Batmana na trop utraconego dziedzictwa, uważając za skrajnie niesprawiedliwe, że ten uwolnił się od brzemienia śmierci swoich rodziców.

Trzeci zeszyt stworzony został przez oryginalnych twórców serii: Scotta Snydera i Grega Capullo. Zatytułowany jest po prostu Gotham i czuć w nim nutę nostalgii, trudną atmosferę pożegnania autorów z ich runem, a jednocześnie zapowiedź czegoś nowego – kolejnego rozdziału niekończącej się epopei. Bruce jest już w pełni świadomy tego, że jest Batmanem, a opieka, jaką roztacza nad tytułowym miastem, jest wręcz urzekająca. Doznania wzmaga narracja nawiązująca do pewnej rubryki w gazecie, którą współtworzą mieszkańcy Gotham. Na podstawie wypowiedzi widać, jak zmieniał się ich stosunek do miasta za sprawą działalności Mrocznego Rycerza.

Tom wieńczy historia potyczki Batmana z trzecioplanowym łotrem, która jednak ma wyjątkowo osobisty charakter. Złoczyńca wykradł bowiem ze skrytki Wayne’a pewien przedmiot, licząc, że zbije dzięki niemu fortunę. „Skarb” ma jednak głównie wartość sentymentalną i w piękny sposób pokazuje więź między Batmanem, jego rodzicami oraz Alfredem. Przyznam, że ostatnie kadry mnie po prostu wzruszyły.

Epilog to poniekąd antologia krótkich opowiadań, niezwiązana z głównym wątkiem, który zamknął się na tomie Bloom, ani też niespecjalnie rozdająca karty pod nadchodzący wielkimi krokami Jestem Gotham. Lektura tego tomu jest więc miłym dodatkiem, ale na pewno nie obowiązkiem dla nikogo poza kolekcjonerami. Mamy tu lepsze i gorsze momenty, jest trochę emocji, a także zróżnicowanie stylów graficznych, także z pewnością nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto, jednak na spektakularne zakończenie po prostu nie liczcie. Osobiście nie mogę się już doczekać 20 września, kiedy to na dobre zacznie się nowa seria przygód Batmana. Oby była jeszcze lepsza, niż ta zainicjowana przez Snydera i Capullo.

Tytuł oryginalny: Batman vol. 10: Epilogue
Scenariusz: Scott Snyder, James Tynion IV
Rysunki: Greg Capullo, Roge Antonio, ACO, Riley Rossmo
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 120
Ocena: 60/100