Drugi tom zbiorczego wydania serii Punisher Max to ponownie dwa story arci po 6 zeszytów każdy. Stanowią one poniekąd zamkniętą całość, jednak wątki zawarte w obu historiach przeplatają się ze sobą, a nierzadko nawiązują także do wydarzeń opisanych w tomie pierwszym, dlatego jego lektura jest nie tyle obligatoryjna, co po prostu wskazana.
Tom otwiera historia Mateczka Rosja i nie jest tajemnicą, gdzie w jej ramach uda się Frank Castle. Bardziej zaskakujące są powody podróży, a także osoba, która się do niej przyczyniła. Do położonego na Syberii silosa z rakietami atomowymi wysyła Punishera sam Nick Fury. Powodem jest tajna misja, której może podjąć się tylko Castle: uratowanie przetrzymywanej tam małej dziewczynki, która jest kluczem do powstrzymania śmiertelnie niebezpiecznego wirusa. Niestety, misja od początku wydaje się samobójcza, szczególnie, że pieczę nad nią trzymają nieudolni generałowie. A że mieszkańcy byłego ZSRR to raczej twarde skurczybyki, śmiało można będzie powiedzieć, że trafił swój na swego. Pierwsza zebrana tu historia nie należy do specjalnie skomplikowanych i traktować ją należy raczej jako brutalną, efektowną naparzankę, z jakiej słynie Frank. Ot, tradycyjny poziom opowieści o Punisherze, oczywiście dostosowany do poziomu MAX – czyli krew, flaki i groteskowa przemoc.
O wiele lepiej prezentuje się druga opowieść. Góra jest dołem, a czarne jest białe zaczyna się wstrząsająco, łamiąc jedno z niewielu pozostałych już w komiksach tabu. Włoski mafioso – Nicky Cavella – bezcześci bowiem grób rodziny Franka Castle, odkopując szkielety i… zresztą sami zobaczycie. Bandziorowi marzy się stanięcie na czele niedobitków mafijnych rodzin, które Castle zdziesiątkował w poprzednim tomie. Na reakcję Punishera nie trzeba będzie długo czekać. W pojedynkę wypowiada wojnę pozostałym przy życiu, siejąc w mieście prawdziwe spustoszenie.
Z pozoru to tylko kolejna płytka historia, ale twórcy zadbali o rozwinięcie bohaterów (szczególnie reminiscencje z życia Cavelli robią piorunujące, ale i odpychające wrażenie). Powracają też starzy znajomi, których mogliśmy spotkać już w pierwszym tomie, co dodatkowo dodaje fabule pikanterii i utwierdza czytelnika w przekonaniu, że story arci w Punisher Max nie są od siebie kompletnie oderwane i składają się na większą całość, nawet jeśli połączone są zaledwie kilkoma szczegółami.
Każdy, kto miał w rękach pierwszy tom, z pewnością wie, że seria ta charakteryzuje się mocnym i brutalnym klimatem i jest przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników. Garth Ennis to wyśmienity scenarzysta i chociaż nie musiał tutaj tworzyć skomplikowanych intryg i zwrotów akcji, wymyślone przez niego historie i tak czyta się przyjemnie.
Za warstwę graficzną Mateczki Rosji odpowiada Doug Braithwaite, który wraz z legendarnym Alexem Rossem współtworzył wydaną przez Mucha Comics monumentalną Sprawiedliwość. Jego prace idealnie pasują do stylu Ennisa. Podobnie jak Lewis LaRosa w pierwszym tomie, Braithwaite tworzy duszną, mroczną atmosferę, podkreślającą klimat historii o Punisherze. Nieco gorzej ponownie wypada znany z pierwszego tomu Leandro Fernández, artysta mniej szczegółowy i zorientowany na detal, któremu na szczęście przypadło w udziale tworzenie tej lepszej historii.
Podsumowując, Punisher Max tom 2. to lektura dla fanów tych najmocniejszych i najbrutalniejszych odsłon superbohaterskich historii. Frank Castle nie ma żadnych supermocy, ma za to jądra ze stali i wielkie giwery, a to już wystarczy, by zapewnić odpowiednią dawkę niezobowiązującej rozrywki. Trzeci tom już w grudniu, a ja wiem, że nie mogę (i nie chcę!) go przegapić.
Tytuł oryginalny: Punisher MAX vol 2
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Doug Braithwaite, Leandro Fernández
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 288
Ocena: 85/100