Harley Quinn nabiera rozpędu – w maju nakładem Egmontu ukazał się czwarty tom przygód szalonej byłej kochanki Jokera, a jeszcze w tym roku doczekamy się dwóch kolejnych albumów domykających serię. Twórcy tej opowieści cały czas zaskakują nowymi, szalonymi pomysłami, chociaż jednocześnie czuć już pierwsze oznaki zmęczenia materiału. Sprawdzamy, czy Harley Quinn tom 4 – Do broni! to nadal lektura, w którą warto zainwestować czas i pieniądze.
W poprzednim tomie nasza (anty)bohaterka doszła do wniosku, że sama nie da rady ogarnąć wszystkich obowiązków i że będzie potrzebować pomocy. Zdecydowała się więc przeprowadzić casting na członkinie gangu Harleyek. W czwartym tomie jego obsada została już skompletowana, a w szeregach drużyny pomocników znalazł się nawet jeden mężczyzna. Pierwszym zadaniem szalonego zbiegowiska będzie walka z żeglarzem, wyglądającym nieco jak Popeye, który przestał jeść szpinak i przerzucił się na sterydy. A właściwie to glony, dające spożywającemu ogromną siłę. Sama potyczka przebiega raczej standardowo i pozostaje jednym ze słabszych momentów tego albumu, nie licząc może pewnego „sennego” momentu, w którym to Harley została kapitanem pirackiego statku.
Co potem? Nadchodzi czas na zarabianie pieniędzy, ponieważ działania gangu przynoszą więcej szkody niż pożytku. Harley przyjmuje więc zlecenie odbicia pewnej porwanej dziewczyny, nie wiedząc jeszcze, że jej drogi brutalnie skrzyżują się z członkiem Legionu Samobójców – Deadshotem. Najlepiej wypada natomiast trzecia z opowieści, stanowiąca coś w rodzaju babskiego filmu drogi. Trzy psiapsiółki: Quinn, Poison Ivy i Catwoman wyruszają w seksowną, przepełnioną przygodami podróż, która mimo ogólnie panującego szaleństwa i narkotycznych wizji niesie też ze sobą przesłanie i – uwaga – zmusza do refleksji. To chyba jedyny moment, kiedy podczas lektury tej serii łezka zakręciła mi się w oku. Prawda, że surrealistycznie?
Sposób narracji pozostaje bez zmian – to nadal zbiór krótszych historii, prawie że skeczy, z przerwami na okazjonalne tematyczne numery specjalne. Podstawą opowieści jest oczywiście humor z domieszką brutalnej akcji, ale przede wszystkich zgrabna zabawa formą i konwencją, z licznymi odniesieniami do popkultury. Całość oddana została świetnymi rysunkami Chada Hardina i Johna Timmsa, które fantastycznie odwzorowują zwariowany, kolorowy, żywy i dynamiczny klimat tej serii.
Jimmy Palmiotti i Amanda Conner, czyli scenarzyści tej odsłony przygód Harley Quinn, czują postać jak mało kto. Szkoda jedynie, że polscy czytelnicy nie docenią w pełni wszystkich zawartych w tym albumie smaczków, ponieważ część komiksów, do których odnoszą się niektóre gagi, nigdy nie była w Polsce wydana. Z pewnością będą za to wdzięczni za zbiór alternatywnych okładek, jak zawsze stanowiących perfekcyjny dodatek na końcu albumu.
Podsumowując, Harley Quinn: Do broni! trzyma poziom swoich poprzedniczek. Może tom jest nieco gorszy niż pierwszy i trzeci, ale za to wciąga bardziej niż druga odsłona, póki co najsłabsza. Oczywiście ma swoje gorsze momenty, wynikające głównie z faktu, że formuła zaczyna się nieco wypalać i niedługo scenarzystom po prostu zabraknie pomysłów na gagi. Jeśli jednak podoba Wam się konwencja poprzednich tomów, śmiało możecie sięgnąć po czwartą odsłonę przygód doktor Quinzel.
Scenariusz: Jimmy Palimiotti, Amanda Conner
Rysunki: Chad Hardin, John Timms
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 180
Ocena: 70/100