Jonah Hex to jeden z tych antybohaterów, których kochamy. Z jednej strony brutalny, bezwzględny i oschły, z drugiej wierny swoim wątpliwym zasadom i nie robiący niczego, czego sam by nie chciał (albo za czym nie stałyby naprawdę duże pieniądze). Po zaskakująco udanym, trzecim tomie jego przygód, zatytułowanym Jonah Hex: Początki i przedstawiającym niejako genezę Hexa, przyszedł czas na równie przyjemną w odbiorze kontynuację. W marcu nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się tom 4, o tytule Tylko zacni umierają młodo.
Łowca głów i nagród z oszpeconą twarzą podróżuje przez Dziki Zachód, wykonując kolejne misje za gotówkę, mszcząc się i eliminując kolejnych bandytów, koniokradów, gwałcicieli i inne szumowiny. Co autorzy zrzucą na Hexa w tym tomie? Jonah zostanie wynajęty przez właściciela pewnego salonu, by odnaleźć dwóch zaginionych mężczyzn, jednak na jego drodze stanie niebezpieczna…burdelmama. Misja ostatecznie doprowadzi do niespodziewanej konfrontacji ze zleceniodawcą.
To nie koniec atrakcji. Czeka na nas jeszcze bardzo krwawa potyczka w pewnej jaskini, w której weźmie udział brutalny Indianin lubujący się w ściąganiu skalpów, a także spotkanie Hexa z pewną postacią historyczną, która miała ogromny wpływ na kształt świata, jaki znamy obecnie. Tak tak, nasz łowca głów spotka na swojej drodze samego Thomasa Edisona, którego z resztą z początku obierze sobie za cel. Spotkanie to będzie miało jednak bardziej pokojowy przebieg, a w jego trakcie obaj panowie przewrotnie porozmawiają o przyszłości. Konserwatywne podejście Hexa do wszystkich nowych wynalazków, maszyn i robotów interesująco kontrastuje z wizją, jaką roztacza wynalazca.
Są w tomie Tylko zacni umierają młodo i inne historie, a najlepiej z nich zdecydowanie prezentuje się ta wieńcząca tom, szczególnie pod kątem wizualnym. Hex stoczy w niej pojedynek z potężną wiedźmą. Twórcy serwują nam tu jeżąca włos na głowie opowieść z wątkiem nadnaturalnym, którą fenomenalną kreską zilustrował David Michael Beck. To zdecydowanie najładniejszy i najbardziej spektakularny moment tego zbioru i aż szkoda, że prace tego artysty widujemy tak rzadko. Na koniec warto dodać, że w tym Halloweenowym numerze gościnnie wystąpią Bat Lash i El Diablo, postacie, których polski czytelnik może nie znać zbyt dobrze, ale z pewnością je doceni.
Za scenariusz konsekwentnie odpowiadają Jimmy Palmiotti i Justin Gray, natomiast ilustracje, oprócz wspomnianego, występującego gościnnie Becka, przygotowali Phil Noto i Jordi Bernet. Autorzy scenariusza nie schodzą poniżej pewnego poziomu, do którego nas przyzwyczaili, momentami wybijając się ponad przeciętność (stąd coraz wyższe oceny w naszych recenzjach komiksów z tej serii). Rysunki są za to nierówne, co widać szczególnie w zbiorczych tomach, gdzie raz przepełnione są detalami, raz zahaczają o realizm, a innym razem są ubogie w szczegóły i uproszczone. W ogólnym rozrachunku jednak warto pochwalić klimat serii Jonah Hex, do której z początku raczej nie byłem przekonany. Jednak ten popowy mix gatunkowy, którego podstawą jest brutalny spaghetti western, ocierający się miejscami o horror i thriller, ma w sobie coś kuszącego i intrygującego.
Opowieści o Jonahu Hexie to krótkie, nie powiązane ze sobą historyjki i jest to forma stosunkowo oryginalna w porównaniu do długich, coraz mocniej pokomplikowanych runów, do jakich przyzwyczaiły nas serie o innych bohaterach. Pozwala to twórcom na ukazanie postaci w mundurze konfederacji w różnych, często trudnych sytuacjach, jak chociażby moment, gdy budzi się powieszony do góry nogami w otoczeniu czekających na okazję sępów i dzikich psów. Tylko zacni umierają młodo to chyba najbardziej zróżnicowany do tej pory tom, warto więc dać mu szansę.
Tytuł oryginalny: Jonah Hex: Only the good die young
Scenariusz: Jimmy Palmiotti, Justin Gray
Rysunki: Phil Noto, Jordi Bernet, David Michael Beck
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 144
Ocena: 75/100