X-Men: Mordercza geneza, która w oryginale zadebiutowała na przestrzeni lat 2005-2006 nawiązuje do kultowego dziś zeszytu Giant-Size X-Men #1 z 1975 roku, w którym zawarta była znamienna opowieść Druga geneza, a także do wydarzeń ze wstrząsającego Rodu M. Po trzech dekadach od powołania nowych członków do drużyny mutantów, na wierzch wychodzą nowe, niewygodne fakty, które na zawsze mogą zmienić postrzeganie nieskazitelnego do tej pory Charlesa Xaviera.
Drużyna X-Men szuka Profesora X, który zaginął po wydarzeniach znanych z Rodu M. Tymczasem na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie w postaci potężnego mutanta Vulcana, odpowiadając przy okazji na pytanie, co stało się z potężną energią, która zniknęła z Ziemi po tym, jak Scarlet Witch wypowiedział swoje niesławne zaklęcie. Vulcan już kiedyś spotkał Xaviera, Cyclopsa i Spółkę, ale kiedy to było o czemu nikt go nie pamięta?
Jeśli przypomnimy sobie wydarzenia ze wspomnianego zeszytu z 1975, wpadniemy na trop odpowiedzi. Wtedy to Xavier zebrał nową, międzynarodową grupę mutantów, którzy mieli ruszyć na ratunek oryginalnym X-Menom, uwięzionym na żyjącej wyspie Krakoa. A jeśli nie była to pierwsza misja ratunkowa? Scenarzysta Ed Brubaker, doskonale zresztą u nas znany spec od historii kryminalnych, założył sobie, że Profesor X wcześniej zebrał inną drużynę, składającą się z potężnych, ale młodych i niedoświadczonych mutantów. Oprócz władającego potężną energią Vulcana, znaleźni się w niej manipulująca czasem Sway, dostosowujący się do każdych warunków, wiecznie ewoluujący Darwin oraz potrafiąca kontrolować skały Petra. W tym albumie znajdziecie też krótkie historie, przybliżające wymienionych wyżej nowych bohaterów.
Jak możecie się domyślić, całe przedsięwzięcie skończyło się fiaskiem, będąc jedną z największych porażek w karierze Xaviera. W przedsięwzięcie został wciągnięty także Cyclops, którego, jak się okazało, z Vulcanem wiążą więzy krwi. W ten sposób Mordercza geneza dorzuca swoją cegiełkę do budowy świata X-Men, wprowadzając postacie, które w przyszłości będą miały wpływ również na główne, regularne i kanoniczne przygody mutantów.
Sześcioczęściową miniserię stworzyli wspomniany już Ed Brubaker, a także rysownik Trevor Hairsine. O ile się nie mylę, prac tego brytyjskiego ilustratora jeszcze nie było na polskim rynku. Warto wiedzieć, że w swojej karierze tworzył między innymi przygody Sędziego Dredda i Kapitana Ameryki oraz współtworzył gry z serii Magic: The Gathering. Hairsane współpracował z największymi gwiazdami komiksu, między innymi z Warrenem Ellisem i Brianem Michaelem Bendisem. Jego kreska jest nowoczesna i dynamiczna, świetnie pasuje do współczesnych historii z dużą ilością akcji i spektakularnych pojedynków. Dodam jeszcze, że autorem znakomitych okładek do serii jest legendarny Marc Silvestri.
Twórcy Morderczej genezy nie wymyślają koła na nowo, wykorzystują raczej sprawdzony i doskonale znany schemat, by dorzucić nowe fakty do wydarzeń, które doskonale znamy (albo przynajmniej tak nam się wydawało). Chociaż na kartach komiksu pojawiają się tacy bohaterowie jak Wolverine, Colossus czy Nightcrawler, osią fabuły jest tajemnica Charlesa Xaviera, która na zawsze zmieni to, jak postrzega go jego wychowanek: Scott Summers.
Podsumowując, najnowszy komiks z X-Menami, wydany przez Egmont w ramach tzw. Klasyki Marvela, to album, z którym obligatoryjnie powinien zapoznać się każdy fan mutantów. W opublikowanym niedawno na naszej stronie subiektywnym rankingu 5 wydarzeń, które wstrząsnęły światem X-Men, tom Mordercza geneza znalazł się na 4 miejscu. Nieprzypadkowo. Jedyne, co mi przeszkadzało w lekturze to tłumaczenie, przede wszystkim zwrotów bezpośrednich, takich jak „Charlesie”, „Kurcie” etc. Zupełnie niepotrzebne udziwnienie, które nie brzmi dobrze i odrobinę psuje tę perełkę.
Tytuł oryginalny: X-Men: Deadly genesis
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Trevor Hairsane
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 204
Ocena: 75/100