Spider-Man to bezapelacyjnie mój ukochany bohater Marvela – to od komiksów z nim w roli głównej rozpoczęła się moja przygoda z obrazkowymi historiami, w których występują superherosi w trykotach. Do Petera Parkera było mi najbliżej – czy to przez dzielone z nim imię i inicjały, sucharowate poczucie humoru, czy sympatię do rudowłosych modelek… Mniejsza o to, ważne, że na każdy album z Pajęczakiem czekam do dziś jak na zbawienie. Moje potrzeby spełnia Wydawnictwo Mucha Comics, które właśnie wydało Spider-Man: Władza.
Spider-Man: Władza miała być dla postaci Petera Parkera tym, czym dla Mrocznego Rycerza był album Powrót Mrocznego Rycerza Franka Millera. To niezwykle wysoko zawieszona poprzeczka. Jednak historię o przyszłości superbohaterów, czasach, kiedy są już starzy i zniedołężniali, niekoniecznie muszą być tak wybitne. Uczciwie przyznam, że dzieło Kaare Andrewsa nie wzbudza takich emocji, jak historia o Batmanie, ale nadal jest komiksem wartym przeczytania.
Album ten składa się zaledwie z czterech zeszytów, na łamach których spotkamy Petera Parkera jako dziadka. Mary Jane od dawna nie żyje, a kostium Spider-Mana (nie po raz pierwszy) wylądował na śmietniku. Nad wieżowcami Manhattanu nie śmigają już superbohaterowie, w po ulicach panoszą się brutalne, totalitarne oddziały rządowe, pilnujące porządku. J. Jonah Jameson stał się ulicznym prorokiem, twierdzącym że Spidey powróci, by zbawić mieszkańców. I rzeczywiście, Parker będzie musiał założyć maskę ten jeden, ostatni raz. Na dodatek zmierzy się ze swoimi najbardziej zagorzałymi przeciwnikami: Dr. Octopusem, Kravenem, Mysterio, Scorpionem, Sandmanem i Electro.
Z dużą przyjemnością obserwuje się Petera Parkera, który znów zakłada swój kostium, nawet jeśli akurat chodzi o ten czarny, co oczywiście będzie miało swoje konsekwencje. Człowiek, który stracił prawie wszystko i został zupełnie sam, nagle dostaje szansę, by znów poczuć się kompletny, jak za starych dobrych czasów – ten wątek został całkiem interesująco zarysowany.
Całość utrzymana jest w ponurym, deszczowym, mrocznym klimacie, do którego idealnie pasuje kreska Kaare Andrewsa. Autor samodzielnie napisał scenariusz i zilustrował cały album według swojej wizji. Ilustracje Kanadyjczyka są jednak specyficzne i z pewnością nie każdemu przypadną do gustu. Na przykładowych screenach możecie zobaczyć, jak prezentują się te pesymistyczne kadry, z pozoru przecież tak niepasujące do postaci Spider-Mana.
Spider-Man: Władza sprawdza się jako całość, chociaż ryzyko niepowodzenia było duże. Zawsze tak jest w przypadku, gdy stawia się kultową postać w sytuacji, w jakiej nigdy wcześniej się nie znalazł. Bezpieczny grunt znika spod nóg. Na szczęście Andrewsowi udało się zachować charakter Petera Parkera, który nawet po upływie kilku długich dekad wciąż potrafi być sobą. A kimże byłby on bez kostiumu pająka?
Władza to jednorazowy, ale spójny wyskok w przyszłość, oczywiście potencjalną i niekanoniczną. Warto potraktować ten album jako swojego rodzaju eksperyment. W efekcie dostajemy dzieło uniwersalne, przeznaczone i dla doświadczonych fanów przygód Spider-Mana, jak i tych, którzy ich zupełnie nie znają. Ci drudzy odczytają po prostu Władzę metaforycznie.
Scenariusz: Kaare Andrews
Rysunki: Kaare Andrews
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics 2017
Liczba stron: 160
Ocena: 75/100